Trzecią, czwartą, piątą albo szóstą. Zdaniem niektórych – może nawet jedenastą czy dwunastą. Ranking mówi, że mieści się na podium, ale w nienaganność jego funkcjonowania nie wierzą nawet najbardziej naiwni. Są też tacy, którzy obowiązującym zestawieniem jawnie gardzą.
Jeśliby zawierzyć rankingowi WTA Tour, Serena Williams byłaby czwartą tenisistką globu, choć nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje jej hegemonii. Skoro zestawienie nie potrafi wskazać najsilniejszej, to jakim sposobem miałoby obiektywnie rozstrzygnąć, które miejsce zajmuje Radwańska, stale dryfująca między finałami a porażkami we wczesnych rundach turniejów? No właśnie – nie jest w stanie.
Niedawno zapanował trend, żeby krakowiankę wypychać jak najdalej. Dla wielu trzecie miejsce Polki w zestawieniu jest niedopuszczalne, więc tworzą własne klasyfikacje, które, ich zdaniem, znacznie dokładniej oddają sytuację w kobiecym tenisie. Rekord w korygowaniu zakłamań oficjalnego rankingu pobiła Katarzyna Nowak. Była tenisistka, która od kilku lat współpracuje z Polsatem w roli komentatorki, czołową rakietę w kraju zdegradowała niezwykle, albowiem nie tylko wygoniła krakowiankę z dziesiątki, ale i obsztorcowała ją od pięt po czoło.
W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Nowak rozsmarowała koleżankę po fachu w sposób brutalny, nie używając eufemizmów, nie szczędząc szorstkiego języka, nie zaprzątając sobie głowy dbaniem o względną obiektywność swojej perory. Na samym początku wysnuła wniosek, iż Radwańska potrafi grać wyłącznie z tymi zawodniczkami, które już przy ledwie zauważalnym skomplikowaniu wymian „biją w plandekę”, czyli z siermiężnymi tłuczkami, jakich w cyklu WTA nie brakuje. Na koniec wytknęła krakowiance, że ta śmie uskarżać się na zmęczenie i urazy, co, zdaniem Nowak, świadczy wyłącznie o złym przygotowaniu do sezonu. Po drodze zaś podzieliła się ciekawą refleksją – stwierdziła, iż finalistka Wimbledonu nie tylko nie zasługuje na miejsce na podium zestawienia, lecz nie nadaje się nawet do pierwszej dziesiątki. Była tenisistka połączyła swoje zdolności wróżbiarskie z arytmetycznymi i doszła do wniosku, że za jakieś pół roku Radwańskiej w topowej dziesiątce już nie będziemy oglądać. Żeby nie zostać posądzoną o herezję, musiała zauważyć, iż jedynie „sucho ocenia fakty”.
Nowak na tenisie zęby zjadła, więc niekompetencji zarzucić jej nie wypada. Ale stronniczość, złośliwość i zawiść, niezależnie od ich pobudek, piętnować można, a nawet trzeba. A zatem – po kolei.
Jedyną zawodniczką subtelnie muskającą piłki, z którą Radwańska wyraźnie sobie nie radzi, jest Petra Cetkovska (przegrała z nią wszystkie cztery mecze). Pozostałe, z którymi regularnie miewa kłopoty, zaliczają się do grona uderzających potwornie silnie: Williams, Azarenka, Kvitova, Kuzniecowa. Zawodniczki, na których Radwańska potykała się ostatnio (Pironkowa, Goerges, Li, Goworcowa oraz Vinci), znajdują się gdzieś pomiędzy – ani nie bombardują z głębi kortu, ani nie popisują się niebywałym czuciem i wielkim sprytem. Krakowianka przegrała z nimi z powodu chimeryczności i obniżki formy, a nie dlatego, że aktualne możliwości pozwalają jej jedynie na pokonywanie lekkomyślnych tłuczków i przeciętniaków.
Nowak nie mogła darować krakowiance, iż urazy dopadają ją już w sierpniu, jeszcze przed rozpoczęciem ostatniego turnieju wielkoszlemowego w roku. Myliła się. Polka utyskiwać na różnorakie boleści zaczęła znacznie wcześniej. Już w kwietniu wymiękały jej plecy – jak co roku, gdy przychodzi jej mierzyć się z mączką – a przed czerwcowym Wimbledonem krakowianka czuła się wyczerpana wymagającym sezonem, choć ten był dopiero kawałek za półmetkiem. Nowak, ubliżając Polce, zasugerowała, by zerknąć na Federera, któremu żadne dezolacje się nie zdarzają, a i narzekań wypełzających z jego ust się nie doświadczy. Problem w tym, iż Szwajcar zdaje się jedynym bóloodpornym zawodnikiem w naszych czasach. Spójrzmy lepiej na innych tytanów: Nadala kontuzje wycinają od lat, w tym roku uczyniły to na początku lipca; Djoković swój fenomenalny ubiegłoroczny sezon okrasił końcówką godną inwalidy, od połowy września zjawiał się na kortach jedynie dla przyzwoitości. Jeżeli niedorównywanie pod względem wytrzymałości Federerowi świadczy o słabości, to Polka rzeczywiście jest mięczakiem i malkontentem, podobnie jak większość zawodniczek w stawce.
Pozostaje jeszcze kwestia rankingu. Radwańska może w najbliższych miesiącach sporo punktów stracić, wydaje się zatem przesądzone, iż wyprzedzi ją Williams, pewnie także Errani, może Kerber. Kvitova od wielu miesięcy uderza przeciętnie (nie licząc jej zrywu sprzed US Open), a po znakomitej końcówce ubiegłego sezonu i przyzwoitym początku tego nie ma prawa spodziewać się, iż z taką grą punkty rankingowe doczłapią do niej same. Li dysponuje potencjałem, by regularnie okładać się z najlepszymi w wielkoszlemowych finałach, lecz, paradoksalnie, jej bolączką jest nieregularność. Chinka przed nowojorskim turniejem spisywała się świetnie, ale paręnaście dni później poległa w starciu z 89. na świecie Laurą Robson. Stosur zdaje się znajdować w dołku, z którego wyjść będzie jej bardzo ciężko. Od majowego półfinału Rolanda Garrosa nie osiągnęła żadnego przyzwoitego wyniku (choć muszę przyznać, że w starciu z Azarenką w Nowym Jorku zaprezentowała się świetnie). Z kolei z zawodniczek, które drapią w bramy wejściowe do pierwszej dziesiątki, groźniejsze od Polki wydają się jedynie Ivanović i nieobliczalna Cibulkova. Serbka z wolna zaczyna dobijać do formy, przy pomocy której swego czasu wyszarpała fotel liderki. Słowaczka zdaje się rozpędzać i jeśli poprawi grę w turniejach wielkoszlemowych, wkrótce wedrze się do ścisłej czołówki.
Nie trudno policzyć, że w najgorszym wypadku za kilka miesięcy Radwańska znajdzie się pod koniec pierwszej dziesiątki. Żeby z niej wypadła, musiałyby się sprzysiąc przeciwko niej wszelkie siły nieczyste, a w kobiecym topie powinno dojść do trzęsienia ziemi. To jednak już nastąpiło, w sezonie bieżącym. Wierzchołek klasyfikacji wygląda na wykrystalizowany i logika nakazuje oczekiwać stabilności.
Nie wiem, czego efektem jest tak karcąca – i oderwana od rzeczywistości – ocena Nowak. Może komentatorka wyjątkowo nie przepada za Radwańską prywatnie, może nie potrafi przebaczyć jej wpadki z igrzysk, a może za pomocą ostrej nagany goi rany niespełnienia, które zostały na jej psychice po zakończeniu kariery tenisistki? Nowak osiągnęła opus magnum, wspinając się na 47. miejsce na świecie. Na więcej nie pozwolił jej talent. Radwańska życiowe osiągnięcie Nowak poprawiła, gdy miała 18 lat.
W krytyce dziennikarka Polsatu nie jest jednak odosobniona – wcześniej krakowiankę wypchnął z rankingowego podium, choć w znacznie bardziej cywilizowany sposób, Bohdan Tomaszewski. Polkę od wielu tygodni piętnują – mniej lub bardziej dotkliwie – także inni dziennikarze oraz kibice. Wszyscy doszukują się niechęci w jej kortowych poczynaniach, pyszałkowatości w wypowiedziach, leserstwa podczas treningów. Po nieudanym występie na igrzyskach stała się wrogiem narodu – w końcu zbeszcześciła jedną z niewielu olimpijskich szans medalowych. Zaraz potem zaczęto wygrywać wszystkim już znane i dobrze osłuchane melodie – że jej ojciec, Robert, to zagorzały zwolennik PiS-u, że Radwańska niepotrzebnie angażuje się politycznie, że zachowuje się prowincjonalnie.
Doszło do sytuacji tragikomicznej, albowiem krakowianka poprawiła w tym roku większość najlepszych wyników w karierze – niemal otarła się o prowadzenie w rankingu, osiągnęła finał Wimbledonu i wygrała turniej w Miami, określany piątą lewą Wielkiego Szlema – a krytykowana jest może nawet intensywniej niż przed rokiem czy dwoma laty. Ważniejsze od sportu stają się sprawy polityczne i pozakortowe, na podstawie których bagatelizuje się niezwykłe dokonania Polki. Co tam Wimbledon, lepiej dowiedzmy się, czy Radwańska przypadkiem nie klęczała nad grobem Lecha Kaczyńskiego.
Szczęśliwie, w tenisie wszystko jest policzalne. I ranking nie jest wymysłem grupy zwariowanych arbitrów, którzy wystawiają noty graczom i na ich podstawie przyznają numerki. W zestawieniu uwzględnia się bezduszne wyniki, które osiąga się na przestrzeni dwunastu miesięcy, a zatem nie w przypadkowym okresie obniżki formy, który na potrzeby wywiadu wskazała Nowak. Klasyfikacja – choćby w danym momencie wydawała się najbardziej niesprawiedliwą w dziejach – oddaje rzeczywisty stan rzeczy. Nawet jeżeli ktoś uważa, że Caroline Wozniacki nigdy nie zasłużyła na jedynkę, a tym bardziej na ukończenie dwóch kolejnych sezonów na pozycji liderki. Nawet gdy niepodzielnie panująca Williams zajmuje dopiero czwartą lokatę.
A zatem – wyjaśnię postawioną w tytule wątpliwość. Trzecią. Agnieszka Radwańska jest trzecią rakietą świata.
Krzysztof Domaradzki