Kawa: jak już coś robię, to na sto procent

Maciej Mikołajczyk , foto: Archiwum Tenisklubu

Maciej Mikołajczyk

Maciej Mikołajczyk: Jak podsumujesz kończący się powoli 2016 rok?
Katarzyna Kawa: – Rok 2016 był dla mnie trudny. Pod koniec 2015 roku zdobyłam dużo punktów na turniejach rangi ITF w Japonii, poza tym weszłam do czołowej „300” rankingu WTA, rozpoczęłam współpracę z Akademią Tenisowa Angelique Kerber w Puszczykowie oraz studia w trybie niestacjonarnym w Poznaniu. Pojawiło się też dużo zmian, ale też i sporo oczekiwań, które z perspektywy czasu widzę, że nieco mnie przytłoczyły.

W marcu byłaś notowana na 251. miejscu. W obecnym rankingu WTA plasujesz się jednak dopiero w piątej „setce”. Skąd taka obniżka formy?
– Szczerze mówiąc, to nie mogę powiedzieć ze swojej strony o obniżce formy. Ciężko pracowałam i zrobiłam widoczne postępy w grze. Nie przełożyło się to niestety na wyniki tak jakbym sobie tego życzyła. W wielu meczach wyraźnie prowadziłam i pod koniec nie potrafiłam postawić przysłowiowej kropki nad „i”. Mój trener zawsze powtarza, że najważniejsze jest, żeby dobrze grać, a wyniki przyjdą z czasem. Dlatego pracuję dalej i wierzę, że w następnym roku pokażę swoje możliwości.

Wolisz grać w singlu, czy w deblu? Gdzie łatwiej jest osiągnąć sukces?
– Lubię grać zarówno w singla, jak i w debla. Dlatego bardzo ciężko mi się zdecydować. Nie wiem, czy można powiedzieć, gdzie jest łatwiej. Większość dziewczyn marzy, żeby zaistnieć w czołówce singla i niewiele jest w pełni skoncentrowanych na deblu, dlatego przebicie się w grze podwójnej może być nieco łatwiejsze. Tak czy siak wymaga to ogromnego zaangażowania i poświęceń, a pod tym względem nigdzie nie jest łatwiej.

Na co trener Garczyński kładzie największy nacisk?
– Trener Garczyński jest bardzo zdyscyplinowany. Wszystko jest poukładane i tego też wymaga ode mnie na treningach. Nie ma ćwiczeń bez pomysłu ani zagrań bez zaangażowania . Mocno koncentrujemy się również na serwisie, który w przeszłości był moim słabym punktem. Pomaga mi też Olga Brózda, była zawodniczka, a aktualnie trenerka w Puszczykowie. Mamy bardzo dobry kontakt, świetnie rozumie ona damski tenis i związane z nim problemy.

Jaka nawierzchnia pasuje tobie najbardziej?
– Jak byłam młodsza, to lubiłam grać na mączce, a obecnie zdecydowanie wolę korty twarde. Poruszanie się na nich jest łatwiejsze i moje ofensywne zagrania przynoszą większy efekt.

Co uważasz za swój największy sukces?
– Wygrałam dwa turnieje rangi ITF z pulą nagród 25 tysięcy w singlu, w tym roku również dwa kolejne w deblu. Pierwszy raz zostałam również powołana do występu w reprezentacji. Nie są to jeszcze sukcesy, o których marzę, ale cieszę się z każdego zwycięstwa. Małymi kroczkami dążę do celu.

Masz jakieś swoje motto życiowe?
– Białe albo czarne – jak już coś robię, to na sto procent. Nie lubię „półśrodków”.

Gdyby nie tenis ziemny, to kim byłaby dziś Katarzyna Kawa?
– Myślę, że jeździłabym na nartach i poszłabym drogą naukową.

Jak wygląda twoje codzienne menu?
– Dbam o to co jem, gdyż posiłki dają mi niezbędną energię do wytrzymania wymagających treningów. Lubię gotować i większość potraw przygotowuję sama.

Jakie masz plany na wakacje?
– Moje wakacje wypadają zazwyczaj w połowie listopada. Jestem więc już po urlopie i następnego nie przewiduję w najbliższym czasie.

Jak przebiegło zgrupowanie treningowe polskiej kadry przed Pucharem Federacji?
– Zgrupowanie trwało tydzień. Był to okres pracowity, ale dzięki zgranej ekipie i miłej atmosferze czas szybko zleciał.

Czego życzyć na koniec Katarzynie Kawie?
– Sukcesów, a przede wszystkim zdrowia w nadchodzącym 2017 roku.