Korespondencja z Budapesztu. Zaniewska: Petra nie spodziewała się ćwierćfinału

/ Szymon Adamski , źródło: korespondencja z Budapesztu, foto: AFP

Petra Martić pokonując w Budapeszcie 3:6, 6:4, 6:4 Aliaksandrę Sasnowicz, wywalczyła pierwszy od dwóch lat ćwierćfinał zawodów głównego cyklu. Nie mogłem przepuścić takiej okazji i po meczu porozmawiałem z Sandrą Zaniewską, która od zeszłego sezonu współpracuje z Chorwatką, a od kilku tygodni jest najważniejszą osobą w jej sztabie.

Szymon Adamski: Aby zdobyć cenne informacje na temat gry przyszłej przeciwniczki swojej podopiecznej, wybrałaś się na mecz 1. rundy pomiędzy Aliaksandrą Sasnowicz z Robertą Vinci. Zaskoczyła cię czymś dzisiaj Białorusinka?

Sandra Zaniewska: W meczu z Vinci nie był aż tak agresywna. Dzisiaj od początku starała się rozrzucać Petrę po kątach. Przed meczem powiedziałam Petrze, żeby nie spieszyła się ze zmianami kierunków. Ale kiedy pierwszy raz wezwała mnie na kort, od razu powiedziałam, żeby pierwsza zmieniała kierunki, bo inaczej musiałaby dużo biegać. Cieszy mnie wysoki poziom dzisiejszego spotkania. To były dwie godziny fajnej gry.

– Petra przegrywała już 3:6, 2:4. Jak udało się odwrócić losy pojedynku? Co powiedziałaś zawodniczce w trakcie swojej wizyty na korcie w drugim secie? 

– Nie podobało mi się, że Petra przegrywała dużo gemów przy własnym podaniu. To było spowodowane bardzo słabym procentem pierwszego podania. Widziałam, że cały czas źle wyrzuca sobie piłkę, W trakcie jednej z przerw powiedziałam jej, żeby skoncenrowała się na pierwszym serwisie, bo może jej to dać dużo łatwych punktów. Od tego momentu wiele się zmieniło, bo kiedy zawodnik może polegać na pierwszym podaniu, ma na korcie więcej możliwości i staje się bardziej agresywny, Petra zachowała zimną krew i zaczęła grać tak, jak powinna prezentować się od samego początku.

– Nie chcę deprecjonować sukcesu Petry, ale wydaje mi się, że Sasnowicz w końcówce drugiego seta obniżyła loty.

– Tak, ale w pewnym sensie to też zasługa Petry, Ona ma taki styl gry, że potrafi zmuszać rywalki do błędu, mimo że statystycy zaliczają to później do błędów niewymuszonych.

– Martić ostatni raz w ćwierćfinale turnieju WTA zameldowała się dwa lata temu w Rio de Janeiro. To chyba dobrze oddaje skalę dzisiejszego sukcesu. Może być jeszcze lepiej, ale już jest bardzo dobrze. 

– Też mi się tak wydaje. Nie dość, że to jest turniej WTA, to jeszcze rozgrywany na hali, czyli najmniej lubianym miejscu przez Petrę. Z reguły w halach jest bardzo szybka nawierzchnia, przez co Petra nie ma czasu na konstruowanie gry. Awans do ćwierćfinału na pewno da jej dużo pewności siebie.

– W ćwierćfinale Martić zmierzy się z Viktorią Kuzmową, szczęśliwą przegraną z kwalifikacji. To wbrew pozorom nie musi być łatwy mecz, rywalka nie będzie miała przecież nic do stracenia.

– Nie za bardzo wiem, jak gra Kuzmova, bo to młoda dziewczyna, ale już zaczęłam nadrabiać zaległości. Zapowiada się dobry mecz, bo tak naprawdę obie zawodniczki nie mają nic do stracenia. Petra przyjeżdżając tutaj, nie spodziewała się, że będzie w ćwierćfinale.

– Być może będziesz mogła coś podpowiedzieć z własnego doświadczenia. Pewnie mniej więcej wiesz, jak czuje się teraz Kuzmova, bo sama w jej wieku próbowałaś swoich sił w kwalifikacjach turniejów WTA. 

– Tak, ale przecież sama Petra na pewno też pamięta, jak sama stawiała pierwsze kroki w dużych turniejach. Młode zawodniczki zawsze mają olbrzymie apetyty na zwycięstwa ze starszymi, wyżej notowanymi rywalkami. O to się jednak nie martię, bo Petra ma olbrzymią pasję do gry. Niczego innego nie kocha tak bardzo, jak tenisa. 

– W pierwszej rundzie Petra zagrała na korcie centralnym, w 1/8 finału na bocznym. Który jej bardziej odpowiada?

– Nie rozmawiałyśmy o tym, ale ja od razu mówię, że wolę centralny. Tam jest system ,,Hawk-Eye", a w meczu z Sasnowicz było kilka ewidentnych błędów ze strony sędziów, na które nic nie można było zaradzić. Petra jest też osobą, która lubi występować przed dużą publicznością. Jak na razie na mecze przychodzi mało widzów, ale może od ćwierćfinałów się to zmieni.

 

Korespondencja z Budapesztu, Szymon Adamski