Korespondencja ze Stuttgartu: Morał spod siatki
Są mecze, które zaczynają się dużo wcześniej, niż sędzia powie na przykład „Zero-zero, podaje Maria Szarapowa”. Ten mecz zaczął się kilka dni temu, kiedy Kristina Mladenovic dołączyła do chóru krytykującego przyznanie Rosjance „dzikiej karty” do Porsche Tennis Prand Prix.
Na niektórych turniejach – w Stuttgarcie też tak kiedyś było – po korytarzu prowadzącym z szatni na kort kręcą się faceci: jeden z kamerą, drugi z mikrofonem. Szkoda, że w tym roku ich nie ma, bo ciekawie byłoby zobaczyć, czy krytykowana nie patrzy na krytykującą spode łba. Albo odwrotnie.
Jeszcze ciekawiej mogłoby być w szatni, ale świat nie zdurniał jeszcze tak bardzo, aby już tam zaczynać relację z meczu. W przypadku Szarapowej przydałby się jednak wyjątek, aby publiczność mogła się przekonać, czy prawdą jest to, o czym wspomniała niedawno Dominika Cibulkova: – Ona (wiadomo kto – przyp. AR) nawet „Cześć” nie mówi nikomu.
Rosjanka przyznała kiedyś w jednym z wywiadów, że szatnia nie jest jej ulubionym miejscem. Rozbiera się, kąpie, ubiera, pakuje, nie traci czasu na rozmowy i od razu ucieka do hotelu. Można się domyślać, że w Stuttgarcie przebierała się jeszcze szybciej. Woda w kranie na pewno jest ciepła, ale atmosfera i spojrzenia rywalek raczej lodowate.
– Rozumiem, że organizatorzy turnieju chcą mieć ją u siebie, bo to część biznesu. Szarapowa jest sławna i przyciąga uwagę publiczności, ale to nie jest fair wobec pozostałych tenisistek. Nie ona pierwsza została zdyskwalifikowana za doping; tyle że inne nie wracały do gry na skróty – powiedziała Mladenovic.
Czy po dwóch gemach drugiego seta – 3:6, 0:2 z perspektywy Francuzki – ktoś mógł przewidzieć, że będzie miała w tym turnieju coś więcej do powiedzenia? Najszybciej jak mogła odrobiła stratę przełamania i jeszcze raz odebrała Rosjance podanie w ostatnim gemie tej partii. Szarapowa poprosiła wtedy o przerwę toaletową i poszła do szatni. Wróciła, ale chyba bez serwisu, bo już nawet pierwszy – choć od czasu do czasu jeszcze zdarzały się asy – nie robił wrażenia na Mladenovic.
„Kiki”, za którą trzymały dziś kciuki chyba wszystkie damskie szatnie tenisowe, nie zmarnowała okazji. Po 15-miesięcznym rozbracie z graniem na punkty Szarapowa musiała dostać zadyszki dosłownie i w przenośni, a Mladenovic nie przegapiła momentu, kiedy należało docisnąć rywalkę.
Było kilka ważnych punktów, ale warto szczególną uwagę zwrócić na przedostatni. Obie zawodniczki znalazły się dwa, trzy metry od siatki i kilka razy odbiły piłkę z powietrza. W ruchach Szarapowej można dało się dostrzec sporą niepewność, a nawet bezradność, bo to dla Rosjanki ląd raczej nieznany, a na pewno nie ziemia obiecana. Z kolei Francuzka, choć początkowo nie miała w tej wymianie inicjatywy, szybko opanowała sytuację i w końcu zagrała poza zasięgiem rakiety rywalki.
Morał z tego taki, że młodzi tenisiści płci obojga zawsze powinni zgłaszać się także do turniejów deblowych. Wcześniej czy później pewnie zagrany wolej pomoże pokonać kogoś znacznie sławniejszego.
Artur St. Rolak ze Stuttgartu
Wyniki
Półfinał singla:
Kristina Mladenovic (Francja) – Maria Szarapowa (Rosja, WC) 3:6, 7:5, 6:4