Korespondencja z Melbourne: siostry bez miłosierdzia

/ Aleksandra Depowska , źródło: Korespondencja z Melbourne, foto: AFP

Tej soboty w Melbourne można było odnieść wrażenie, że wszyscy celebrują finał sióstr Williams jakby chętniej, jakby z większą nostalgią. Serena Williams o północy zakończyła dzień lampką szampana z dziennikarzami.

Sobotnie wydania gazet w Melbourne niemal wszystkie miały na pierwszych stronach fotografie sióstr Williams. „Siostry bez miłosierdzia” – nazwał je „The Age”. Męskiemu finałowi nadał kryptonim „Fedal XXV”. „Bajkowe finały” – krzyczał na pierwszej stronie „Herald Sun”. Sekcję sportową gazety rozpoczęło zdjęcie Rafaela Nadala z nagłówkiem „Ja też wróciłem!”.

„Herald Sun” opublikował przedruki relacji z dwóch poprzednich spotkań sióstr Williams na Australian Open – w 1998 i 2003 r. 19 lat temu matka sióstr, Oracene, miała powiedzieć po ich pierwszym meczu w profesjonalnych rozgrywkach: „Mam nadzieję, że nie będę musiała już przez to przechodzić”. Niedoczekanie! Słowa Venus, zwycięskiej w tamtym pojedynku, były bardziej prorocze: „Musimy zaakceptować (że gramy przeciwko sobie), bo to się będzie powtarzać”.

Opis finału z 2003 roku to opis wściekłości Sereny na sędziów, których decyzje uważała za krzywdzące. Młodsza z sióstr była bardziej zirytowana, więc bardziej głodna sukcesu: „Ta, która wierzyła, jak zawsze pokonała tę, która miała nadzieję”. Przez 14 lat niewiele się zmieniło, sądząc po zaciśniętych pięściach Sereny i połamanej na początku pierwszego seta rakiecie.

Venus i Serena przed finałem trenowały na sąsiednich kortach, odwrócone do siebie plecami w odległości mniejszej niż długość kortu tenisowego. Otoczony szczelnie ludźmi kort Sereny kontrastował z nieco pustawym otoczeniem kortu Venus. Poza tym były jak lustrzane odbicia: podobna rutyna treningu, podobne, tak samo liczne zespoły.

Tylko starszy trener Venus i fizjoterapeuta rozmasowujący jej nadgarstki przypominali, kto z tego rodzeństwa pierwszy przecierał szlaki w tenisie. I zaledwie kilka godzin później Venus wypowiedziała przed kamerami z całego świata: „Ludzie, oto moja mała siostra”. Resztę tej historii znamy już wszyscy.

Korespondencja z Melbourne,
Aleksandra Depowska