Czerwonowłosa perła ze Szwajcarii

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Ma 16 lat, tylko sześć występów w turniejach ITF, a już pokonała byłą liderkę światowego rankingu i zagra o finał rozgrywek WTA. Szwajcarzy zaprezentowali światu kolejną perełkę – Rebekę Masarovą.

Po turnieju w Gstaad 16-latka z czystym sumieniem będzie mogła poprosić, by ktoś ją uszczypnął. Dla sprawdzenia, czy to, co wydarzyło się w ostatnich dniach, to sen, z którego nie chciałaby się nigdy budzić, czy rzeczywistość, w której ten sen przeżywa i odgrywa na korcie. Wszystko układa się dla niej jak w bajce. Zwyciężając 7:5, 6:2 rozstawioną z numerem 5 Annikę Beck, awansowała do półfinału w Gstaad. Wyrównała największe osiągnięcie na zawodowych kortach. Tyle że poprzedni półfinał uzyskała w rozgrywkach z łączną pulą nagród 10 tysięcy dolarów! To dwa całkiem inne światy.

Owszem, otrzymała dziką kartę, ale dostać ją nie znaczy wykorzystać. A ona podała na tacy gotowe wyjaśnienie słowa „wykorzystać”. Trudno wyobrazić sobie bardziej wyrazisty debiut niż zwycięstwo nad niegdyś numerem jeden, Jeleną Janković. I to po przegranym pierwszym secie. Tak bez żadnych kompleksów wkroczyła do świata WTA, który dotychczas mogła podziwiać na ekranie telewizora lub z boku, z trybun przy okazji choćby juniorskich turniejów wielkoszlemowych.

Przejście do krainy czarów
Określenie „16-latka” działa może nieco złudnie, bo 6 sierpnia skończy 17 lat. Ale wyniki zestawione obok rubryki z wiekiem nie kłamią. Rozwija się błyskawicznie, zwłaszcza ostatnio. Potrzebowała czterech turniejów juniorskiego wielkiego szlema, by wygrać pierwszy mecz. W rozgrywkach WTA w pierwszym starcie doszła do półfinału. Na juniorskim polu też zdążyła już zdobyć uznanie. Kiedy wreszcie uporała się z pierwszą rundą, był półfinał Australian Open, zwycięstwo w Roland Garros i nieco słabszy Wimbledon z trzecią rundą. A po Wimbledonie odnalazła drzwi do krainy czarów w Gstaad.

""
Rebeka Masarova po ostatniej piłce finału juniorskiego Roland Garros (fot. AFP)

Wyśniony turniej zaczęła od pokonania byłej liderki światowych list. Debiut marzenie. Żaden przypadek, bo w piątek wyeliminowała Anett Kontaveit, a w sobotę rozstawioną z „piątką” Annikę Beck. Rywalki wręcz z innej planety, z czołówki tenisa, które w cyklu WTA rozgrywają nie pierwszy, nie drugi, nie trzeci turniej. Młodziutka Masarova grała pierwszy, drugi, trzeci mecz.

Szwajcarzy lubują się w produkowaniu młodych gwiazd kobiecego tenisa. Świat podbija Belinda Bencic, a Martina Hingis wcześniej niż 17. urodziny świętowała zwycięstwo w Australian Open, Wimbledonie i US Open. Dla nich triumf w juniorskim Roland Garros oznaczał jedynie przystanek na drodze do kariery okraszonej awansem do Top 10 w nastoletnim wieku w przypadku Bencic czy wielkoszlemowymi triumfami jak u Hingis. Na pierwszy zawodowy sukces, bo półfinał w Gstaad na takie miano zasługuje, 16-letnia mistrzyni z Paryża długo nie kazała czekać.

Zrobić to, co król
Tenisowych genów Masarova nie odziedziczyła, bo w rodzinie nikt w tenisa nie grał, inspirację czerpała jednak od najwybitniejszych. Ze Szwajcarią łączy ją głównie miejsce urodzenia i dorastania. Mama jest Hiszpanką, a tata Słowakiem. Ma słowackie pochodzenie jak Hingis, ale urodziła się w Bazylei, a miasto to wypuściło na świat być może największego tenisistę w historii – Rogera Federera. To jego triumf sprawił, że teraz biega z rakietą po korcie. – Tego dnia w Szwajcarii padało. Tata zasugerował, żebyśmy pooglądali telewizję – wspomina. Oglądali oczywiście pierwszy finał Federera w Wimbledonie. Kiedy krajan podniósł puchar, malutka Rebeka powiedziała „Chcę zrobić to samo”. Jest na dobrej, ale jakże długiej drodze.

Jeszcze 16-letnia dziewczyna powoli może się oswajać z popularnością, z nagrodami finansowymi. Przeszła do innego świata. Choć nie na długo, bo do juniorskiego wróci, do turniejów ITF też, wszak nie do każdej imprezy WTA dostanie dziką kartę. Ale próbkę tenisowych najsmaczniejszej, aczkolwiek nie najłatwiejszej strony tenisa otrzymała. Do rozgrywek w Gstaad zarobiła 2271 dolarów. Wyjedzie z czekiem opiewającym przynajmniej na 11 500 dolarów. Jej fanpage na Facebooku, na którym wita słowami „Hi 🙂 This is my Official Facebook Page” (Cześć 🙂 To moja oficjalna strona na Facebooku) zebrał na razie nieco ponad 1700 polubień. Jeśli dalej będzie się tak rozwijać jak w ostatnich miesiącach sumy zaczną się mnożyć, także na koncie.

A w poniedziałek, bez względu na wynik półfinału czy finału, Masarova bez strachu będzie mogła się uszczypnąć. Wymarzony tydzień w Gstaad nie uleci z jej wspomnień wraz z uszczypnięciem. Kolejne turnieje też nic nie zmienią. Już zostanie nastolatką, która w debiucie zwyciężyła byłą liderkę rankingu WTA, by sięgnąć szwajcarskiego nieba.