Laura Siegemund – łapać chwilę, żyć turniejem życia

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Laura Siegemund nad zakończeniem kariery zastanawiała się już kilka lat temu. Zaczęła studiować psychologię, pracę dyplomową napisała związaną z tenisem, a wiedzę stosuje na korcie. W niedzielę znów zagra, by dokonać niemożliwego.

Dla każdej tenisistki turniej, w którym z kwalifikacji przeszłaby drogę do samego finału, byłby niczym bajka. Słów zaczyna brakować w słowniku, kiedy zawodniczka nigdy wcześniej nie wygrała w tych rozgrywkach ani jednego meczu. Siegemund w Stuttgarcie ani nie otrzymywała dzikich kart jak jej młodsze koleżanki, a w eliminacjach była zbyt słaba, by pokonać choćby jedną rywalkę. Próbowała w 2006 roku, w 2007, potem w 2011 i ostatnio w 2014. Za każdym razem kończyło się tak samo, a porażki bywały bolesne. Dwa lata temu notowana w trzeciej setce Gioia Barbieri zgubiła w starciu z wówczas 26-letnią tenisistką tylko gema.

Z tegorocznym występem Siegemund w Porsche Tennis Grand Prix mało kto wiązał większe nadzieje. Ma 28 lat, w rankingu WTA zajmuje 71. miejsce. To najlepszy wynik w jej karierze. W samej drabince kwalifikacyjnej nie trudno było znaleźć inną Niemkę, która spełnia wszelkie kryteria obiecującej i lepiej rokującej tenisistki. Z racji na wiek czy pozycję w rankingu. Ale turniej się zaczął, a Siegemund – początkowo niezauważona – pięła się szczebel po szczeblu, aż do głównej imprezy.

W pierwszej rundzie zaskoczyła. Pokonała Anastazję Pawluczenkową – w dwóch setach, w drugim 6:0. W 1/8 finału zszokowała – Simonie Halep oddała jeszcze mniej gemów, wygrywając 6:1, 6:2. Nie zatrzymała jej też Roberta Vinci, a po ćwierćfinale 28-latka mówiła o największym zwycięstwie w karierze. W sobotni wieczór dane musiała skorygować. Druga rakieta globu, najwyżej rozstawiona w Porsche Tennis Grand Prix Agnieszka Radwańska – podobnie jak sześć innych tenisistek w Stuttgarcie – Siegemund też nie była w stanie zastopować. Może zrobi to broniąca tytułu Angelique Kerber, ale i przy tym należy postawić znak zapytania.

Pani psycholog
Siegemund w Porsche Arenie odgrywa przedstawienie, do którego sama napisała didaskalia. W jej przypadku „grać z głową” znaczy więcej niż prozaiczne myśleć na korcie. Kiedy w drugim secie Radwańska przełamała ją na 2:4 i serwowała na 3:4, nic sobie z tego nie robiła. Jak gdyby vis-à-vis wcale nie miała mistrzyni WTA Finals. Pomaga jej praca dyplomowa, której tematem było radzenie sobie pod presją w sporcie. Oczywiście, na przykładzie tenisa, choć nie ograniczała się do własnej działki. Zapytana o receptę na przełamanie tuż po stracie serwisu, odpowiedziała zaskakująco jak na osobę, którą mentalna strona tenisa obchodzi szczególnie. – Staram się nie myśleć. Właściwie to zależy. W tej sytuacji czułam, że jestem na fali i nie muszę o niczym myśleć, podejmę właściwe decyzje.

""

Już strona WTA podpowiada, że psychologia to konik Siegemund. Pisząc pracę, skoncentrowała się właśnie na sytuacjach, które często spotykają tenisistki na korcie. – Może ludzie powinni przeczytać moją pracę – roześmiała się na konferencji prasowej, kiedy padła sugestia, że pracę dyplomową testuje na sobie. – Żartuję. Ale radzenie sobie pod presją, to wcale nie prowadzenie… To prowadzenie tak wysokie, że właściwie nie sposób przegrać, a nagle przestaje się trafiać w kort – wyjaśniała. Jej w meczu z Radwańską to nie spotkało. Może właśnie dlatego, że nie myślała o tym, co może być za kilkanaście minut albo kilkanaście godzin, kiedy stanie oko w oko z triumfatorką Australian Open.

Kto zna tenis od podszewki, wie, że turniej życia może otworzyć wrota do wielkiej kariery i zapoczątkować marsz w górę rankingu. Ale może też być turniejem życia. Dlatego 28-latka nie wybiega w przyszłość. Cieszy się tym, co tu i teraz. – Jestem szczęśliwa z mojej podróży. Kto wie, czy to będzie punkt zwrotny w mojej karierze. Ja nie wiem i nie za bardzo się tym przejmuję. Staram się łapać chwilę. Kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek dojdę do finału, co wydarzy się w przyszłości. Po prostu cieszę się chwilą.

Od talentu do mistrzyni daleko
Siegemund od mentalnej stronie tenisa mogłaby opowiadać godzinami. Dziennikarzom w to graj, bo na konferencjach prasowych nie opowiada utartych regułek. W Stuttgarcie rzuciła światło na pojęcie „mistrza” i różnicę pomiędzy mistrzem a talentem. Zresztą jest w tym obeznana. W 2000 roku w wieku 12 lat wygrała prestiżowy turniej Orange Bowl. Wcześniej jedyną Niemką, która zwyciężyła w kategorii do lat 12 była Steffi Graf. Legendarna tenisistka dopiero co zakończyła karierę, więc Siegemund nie uniknęła porównań z 22-krotną triumfatorką turniejów wielkoszlemowych.

Zaczęto ją nazywać „nową Steffi Graf”. Jej to nie pomogło. Presja – o której mówiła po przejściu kwalifikacji w Stuttgarcie – zaczęła ją paraliżować. Nie rozwijała się tak, jak życzyłaby sobie tego ona sama, ale i niemiecki tenis. Efekty były mizerne. W wieku 22 lat zadebiutowała w głównej drabince rozgrywek WTA w Bastad. Na pierwsze zwycięstwo czekała do 26. roku życia. Odniosła je w tym samym Bastad. Na pytanie jaka jest według ą różnica pomiędzy mistrzynią a utalentowaną tenisistką odpowiada długo i ciekawie.

Musiałabym się nad tym zastanowić. W skrócie powiedziałabym, że wielu zawodników jest utalentowanych. Ja byłam bardzo utalentowana w młodzieńczych czasach. Nauczyłam się, że nie tylko ciężka praca zostanie wynagrodzona. Jest wiele czynników, które muszą się złożyć, żeby uczynić utalentowanego zawodnika mistrzem. Mistrz to ktoś, kto potrafi sobie poradzić z całą sytuacją, z byciem zawodowym sportowcem. To siedzenie i rozmawianie z mediami, to odżywianie, strona mentalna, wiele, wiele. Mistrz daje z siebie wszystko także złego dnia i stara się być niezwykle profesjonalny, nawet kiedy jest ciężko. To jest mistrz i to nie ma wiele wspólnego z talentem – mówi nieszablonowo.

""

Opłacić mandaty
W niedzielę Siegemund stanie przed życiową szansą, by po raz pierwszy zostać mistrzynią turnieju WTA. O tytuł zawalczą dwie reprezentantki gospodarzy, jedna to urzędująca triumfatorka Australian Open, ale to 28-latka będzie miała za sobą publiczność. Urodziła się niedaleko Stuttgartu – w liczącym około pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców Filderstadt, a w samym Stuttgarcie mieszka. Jeśli zagra jak w sześciu poprzednich meczach, będzie w transie, wyjedzie z Porsche Arena luksusowym Porsche 718 Boxster S.

Otrzyma też czek opiewający na 104 477 dolarów. Na pewno wystarczy na opłacenie mandatów. A tych bohaterka turnieju trochę otrzymała, o czym nie omieszkała powiedzieć, zapytana o styl jazdy, który preferuje. – Trochę agresywnym – zaczęła ze śmiechem. – Ale mam jedną zasadę. Dostawałam sporo zdjęć, taka jazda robiła się już zbyt droga. A to było w czasach, kiedy nie dostawałam się do głównych drabinek, więc przestałam szarżować z prędkością, jadąc jako pierwsza. Ustawiam się za osobami, które jadą bardzo szybko i to je łapie radar. To taka strategia.

Przeciwko Kerber przyda się i zmysł taktyczny, i wiedza z pracy licencjackiej. Jeśli Siegemund opanuje strach, kiedy pojawi się szansa – w jej przypadku na pewno życiowa – znów może zaszokować. Tylko czy po takim tygodniu zwycięstwo nawet nad mistrzynią Australian Open będzie jeszcze zaskoczeniem?

Antoni Cichy