Kvitova: to smutne, że musimy grać przeciwko sobie

/ Antoni Cichy , źródło: wtatennis.com/własne, foto: AFP

– Przegrana prawdopodobnie niedługo pojedzie do domu – nie ukrywała Petra Kvitova, która pokonała rodaczkę Lucie Szafarzovą. Dwukrotna zwyciężczyni Wimbledonu cieszy się, że wkrótce obie będą miały wspólny cel: triumf w Fed Cup.

Czeszki spotkały się w najgorszym możliwym momencie. Dla obu środowy pojedynek był niemal ostatnią deską ratunku. Przegranej zostały tylko matematyczne szanse na awans do półfinału. Nie zmieniło to jednak niczego w ich relacjach. – Przed meczem korzystałyśmy z tej samej szatni i normalnie rozmawiałyśmy. Tak, jak gdybyśmy nie miała za chwilę zmierzyć się na korcie. To dobra dziewczyna i trochę smutne, że już w grupie musimy grać przeciwko sobie – mówiła Kvitova.

Jesteśmy dobrymi przyjaciółkami z rozgrywek Fed Cup i cieszę się, że już niedługo czeka nas finał Fed Cup, więc nie będziemy przeciwniczkami a koleżankami – uzupełniła zwyciężczyni pojedynku, nawiązując do meczu z Rosjankami w połowie listopada w Pradze.

Kvitova wróciła jeszcze do przegranej konfrontacji z Angelique Kerber. – Czuję się teraz zmęczona. Zdaję sobie sprawę, że w pierwszym meczu byłam trochę nerwowa na początku i nie mogłam grać tak, jak chciałam. Dziś od samego początku naprawdę starałam się być obecna i koncentrować na każdym punkcie. Lucie dobrze mnie zna, więc pewnie dlatego miałam gdzieś w myślach, że trzeba być gotowym od startu – powiedziała.

25-latka miała świadomość stawki pojedynku z reprezentacyjną koleżanką i to ją zmotywowało. – Wiem, że ten mecz był jak finał. Przegrana prawdopodobnie niedługo pojedzie do domu. Starałam się więc grać to, na co mnie stać – podkreśliła.

Dla Szafarzovej debiutanckie WTA Finals najprawdopodobniej dobiegną końca w piątek. Ostatnie miesiące mocno ją doświadczyły. Trafiła do szpitala z infekcją, a od finału w New Haven nie wygrała ani jednego spotkania.

Myślę, że to jest właśnie najtrudniejsze w sporcie. Trzeba pozostać pozytywnie nastawionym i każdego dnia robić wszystko w tym celu. Trenujesz tak ciężko. Poświęcasz cały wolnych czas i rezygnujesz z wielu spraw, żeby być profesjonalnym sportowcem. A potem coś nie idzie dobrze, jesteś kontuzjowana i nie możesz rywalizować – to właśnie są najtrudniejsze chwile, przez które trzeba przejść – powiedziała 28-letnia Czeszka.

Dla Szafarzovej kończący się sezon i tak był wspaniały. Osiągnęła największy sukces w karierze singlistki. – Wciąż pamiętam, jak stałam z moim trofeum w Paryżu. Wydaje mi się, że dla takich chwil się pracuje i to jest nagroda – wspominała finalistka Rolanda Garrosa, przed którą jeszcze jedno wyzwanie. Za nieco ponad dwa tygodnie może z rodaczkami zwyciężyć w Fed Cup.