Korespondencja z Paryża: Serena na huśtawce
Starcie Serena Williams – Viktoria Azarenka było zdecydowanie najlepszym dotychczasowym meczem turnieju kobiecego. Amerykanka wygrała i zrobiła wielki krok w stronę tytułu w Paryżu.
Adam Romer, korespondencja z Paryża
Siła, determinacja i emocje – tak w skrócie można opisać z górą dwie godziny, które spędziły Azarenka i Serena Williams na korcie centralnym.
Siła, bo obie są najmocniej uderzającymi zawodniczkami w tourze. Determinacja, bo trudno znaleźć bardziej zmotywowane zawodniczki walczące ze sobą . I wreszcie emocje, bo obie po za 18 poprzednimi meczami (bilans 15-3 dla Sereny), mają do „wyjaśnienia” sprawy poza kortowe. Chodzi o byłego sparingpartnera Sereny – Saschę Bajina, który od niedawna pracuje z Białorusinką.
Mecz układał się falami. Początek i środek dla Azarenki, ale najważniejsze momenty dla Amerykanki. Obie wygrywały gemy seryjnie, ale Serena te kluczowe: w drugim secie od 2:4 do 6:4 i w trzecim od 0:2 do 6:2.
Azarenka wyraźnie nie wytrzymała ciśnienia, bo w pewnym momencie brakowało jej już tylko sześciu wygranych piłek do meczu, by od tego momentu już tylko się od zwycięstwa oddalać. Jednym z kluczowych momentów była także scysja do jakiej doszło przy czwartym setbolu. Piłka po zagraniu Azarenki spadła na linię końcową, spóźniona Serena próbując ją odbić zagrała w siatkę, sędzia liniowy wywołał aut, a Kader Nouni tą decyzję zmienił. Jednak zamiast przyznać punkt Białorusince (byłaby równowaga) nakazał jego powtórzenie. Ten błąd kosztował Wiktorię sporo nerwów i po chwili przegranego setbola, którego zdenerwowana nie była już w stanie obronić.
Po takim występie Sereny jedno można powiedzieć z całą pewnością: taką Amerykankę będzie w Paryżu niezwykle trudno zatrzymać. Pytanie jest tylko czy inne rywalki wzbudzą w liderce światowych rankingów też tyle emocji…