Wimbledon: poczuć smak triumfu

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Petra Kvitova i Eugenie Bouchard staną dziś o 15 polskiego czasu do walki o jeden z najważniejszych, a może i najważniejszy tytuł. Czeszka zaznała już smaku zwycięstwa na kortach All-England Club. Dla „Genie” to byłaby nowość.

Nie Serena Williams, nie Na Li, nie Maria Szarapowa i nie Agnieszka Radwańska. Żadnej z nich nie będzie dane zawalczyć o triumf w Wimbledonie. Wszystkich pokonały Petra Kvitova z Eugenie Bouchard. Ta pierwsza na trawach w All-England Club czuje się znakomicie. Druga natomiast uwielbia turnieje wielkoszlemowe – szczególnie tegoroczne.

Już po pierwszych spotkaniach Wimbledonu wiadomo było, że „coś” ugrają Czeszki. Grały rewelacyjnie. I rzeczywiście. Najwięcej ugrała ta najbardziej doświadczona, najbardziej utytułowana – Petra Kvitova. Dla niej wrócił czar wspomnień, bo przed trzema laty zwyciężyła w Wimbledonie. Długo czekała na ponowną szansę, ale cierpliwość się opłaciła.

Bouchard to wschodząca gwiazda. Trzy lata temu mało kto o niej słyszał. Teraz zna ją każdy, kto choć trochę interesuje się tenisem. Finał, półfinał, finał – to jej dotychczasowe występy w tegorocznych turniejach Wielkiego Szlema. Ten drugi finał osiągnęła właśnie na Wimbledonie, jednak znając ją, nie czuje pełnej satysfakcji. Chce wygrać.

O sobotnim starciu pisać można wiele, ale wszelkie przewidywania to wróżenie z fusów. Statystyki wskazują niewątpliwie na Kvitovą – jest wyżej notowana, wygrała więcej turniejów, w tym ten jeden najważniejszy. Czeszka od 2010 roku nie opuszcza najlepszej „8” Wimbledonu. Jest regularna.

20-latka z Montrealu to zagadka. Ale coraz mniejsza, bo trudno spodziewać się, żeby Bouchard nie wytrzymała presji i nagle zaczęła grać fatalnie. Bądź co bądź to jej drugi finał turnieju wielkoszlemowego w tym roku. Od Australian Open miała wystarczająco dużo czasu, by wyciągnąć właściwe wnioski. Teraz efekty wnioskowania zaprezentuje na Korcie Centralnym.

Kvitova z Bouchard zmierzyły się tylko raz. Przed rokiem grały na twardej nawierzchni w Toronto. Gładko wygrała Czeszka, która nie pozwoliła wtedy rozpędzić się młodej rywalce. Od tamtego czasu ta rywalka rozpędza się jednak sama. To oznacza tylko jedno: Kvitova znów postara się zatrzymać „Genie”, a „Genie” zrobi wszystko, żeby wreszcie wkroczyć do panteonu tenisa.

Dwa czy trzy sety? Tak brzmi jedno z najważniejszych pytań przed sobotnim pytaniem. Bo „dwa” oznacza większą przewagę triumfatorki. „Trzy” życzą sobie kibice – życzymy sobie my wszyscy, żeby ten finał był niezapomniany, trzymający w napięciu do ostatniej piłki. O tym, żeby skończył się z wymarzonym rezultatem po dwóch partiach marzą tylko zawodniczki i ich ekipy.

Nie sposób jednak rozeznać, kto dziś będzie szczęśliwy. Na pewno ktoś. Wszak finał musi mieć zwyciężczynię, a ona po ostatnim (może jedynym) meczbolu znajdzie się w siódmym niebie. No to kto?