US Open: faworytka jest jedna

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: własne/wtatennis.com, foto: AFP

Wiktoria Azarenka dokonała wielkiej sztuki i już dwukrotnie w tym sezonie pokonała Serenę Williams. W niedzielnym finale US Open wyraźną faworytką i tak będzie jednak Amerykanka.

Nie ma zaskoczenia. Mimo że kobiecy tenis bardzo często bywa nieprzewidywalny, tym razem wszystko ułożyło się według najbardziej prawdopodobnego scenariusza. Wiktoria Azarenka miała po drodze do finału problemy, ale je pokonała. Serena Williams przemknęła przez sześć spotkań jak burza. Tak jak przed rokiem, tak i teraz między sobą rozstrzygną kwestię tytułu.

Amerykanka powalczy o siedemnasty wielkoszlemowy tytuł w karierze. Białorusinka dopiero o trzeci i pierwszy poza Australią. Chociaż w tym roku Azarenka wygrała dwa z trzech spotkań z Williams i to dwa na nawierzchni twardej, a jedynej porażki doznała na „cegle”, faworytką ciągle jest liderka światowego rankingu. Bo ona zawsze jest faworytką. Jednak właśnie Azarenka wydaje się jedyną obecnie tenisistką, która daje duże nadzieje na to, że finał ten nie będzie trwającym pół godziny jednostronnym widowiskiem. Białorusinka potrafi zawiesić Amerykance poprzeczkę na tyle wysoko, że ta naprawdę musi sięgnąć po swój najlepszy tenis.

Williams cały czas wydaje się niesłychanie silna. Jeśli tylko będzie odpowiednio skoncentrowana, wygra, chociaż pewnie nie tak szybko jak z Na Li. Będzie miała za sobą dwadzieścia dwa tysiące ludzi. Co więcej, amerykańska publiczność będzie nie tylko mocno dopingować swoją rodaczkę, ale i bardzo przeszkadzać Białorusince, bo – krótko mówiąc – za nią nie przepada i od początku turnieju, nawet w pojedynkach z zawodniczkami z innych stron świata, wiele osób dawało jej to do zrozumienia. Wreszcie, trzeba przyznać, że w ostatnich meczach Azarenka nie zachwyciła. Szczególnie słabo grała z Aną Ivanović. Gdyby Serbka utrzymała koncentrację, pewnie Białorusinkę by z turnieju wyrzuciła.

To wszystko argumenty racjonalne, ale raz jeszcze należy przypomnieć, że w tenisie kobiecym na sukces wpływa wiele czynników. Dlatego mimo tego, że wszystkie (prawie) znaki na niebie i ziemi wskazują, że po puchar powinna sięgnąć Williams, Azarenki skreślać nie wolno. I oby ten finał – pod względem emocji – był tego potwierdzeniem.