Steve Tignor komentuje zwycięstwo Li z Szarapową

/ Jarosław Skoczylas , źródło: własne, tennis.com, foto: AFP

Sensacyjne zwycięstwo Na Li nad Marią Szarapową zostało również skomentowane przez dziennikarza amerykańskiego magazynu „Tennis, Steve’a Tignora.

MELBOURNE – wszystko zdawało się iść po myśli Marii Szarapowej. Przyjechała tu w budzącej strach formię, wygrywając dwa pierwsze mecze do zera i pokonując w trzeciej rundzie Venus Williams niemal bez wysiłku. W dodatku wczoraj mogła zobaczyć, jak jej wieloletnia nemezis – Serena Williams, która miała tu pozbawić Marię nadziei na tytuł, tak jak na Igrzyskach pozbawiła jej nadziei na złoto – odpada w ćwierćfinale.

Wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem Szarapowej, aż do momentu, gdy odbiła pierwszą piłkę w meczu przeciwko Li Na, w to jasne i gorące popołudnie na Rod Laver Arena. Przy pierwszym serwisie rakieta wydała przedziwny dźwięk, a piłka zatrzymała się zawstydzająco blisko dolnej krawędzi siatki. Spudłowała też drugi. I trzeci. I czwarty. Oglądający mecz dziennikarze zaczęli się zastanawiać: czy Maria rzeczywiście była w tak wyśmienitej formie, czy może po prostu nie spotkała na swojej drodze do półfinału wystarczająco trudnej przeciwniczki? Od początku meczu została z tyłu – zarówno na tablicy wyników, jak i w samych wymianach. Jak to ujęła po meczu: „nie zmusiłam jej [Li] dziś do myślenia”.

Jednak aż do ostatniej piłki przegranego przez Marię 6-2, 6-2 meczu, po drugiej stronie siatki trwała nieustająca analiza wszystkiego, co Szarapowej dotyczy. Nie było niespodzianką, że Li potrafiła uderzać mijające Szarapową forhendy i bekhendy. Li zawsze była zaliczana do najlepiej uderzających tenisistek, szczególnie z bekhendu. Nie było też zaskoczeniem, że po jej returnach Maria musiała robić krok w tył, jak i to, że przełamała Szarapową pięć razy. Li wygrywała już w Wielkim Szlemie, a w 2011 osiągnęła tu finał.

Niespodzianką natomiast, i to taką, która może mieć bardziej trwały i przyszłościowy charakter, jest fakt, że po okresie dobrej gry Li nie nastąpił okres gry dużo słabszej. Że, gdy tylko zdobyła prowadzenie w meczu, jej ręce nie zaczęły drżeć, a jej postawa na korcie pozostała niewzruszona. W przeszłości bywało inaczej; nawet jeśli grała dobrze, prędzej czy później przychodziły słabsze momenty, przez które musiała przebrnąć, by wygrać.

Dziś nie było żadnych słabszych momentów. Li pokonała jedną z najlepszych zawodniczek świata, grając z niezwykłą głębią, lepiej kontratakując i kierując w narożniki soczyste winnery. Wraz ze swym nowym trenerem Carlosem Rodriguezem pracowali nad jej serwisem i forhendem i dziś te elementy funkcjonowały perfekcyjnie. Li zagrała 10 winnerów z forhendu i sfrustrowała Szarapową swym podkręconym, podciętym serwisem na forhend Rosjanki.

Tak oto Li osiąga swój drugi finał na przestrzeni czterech lat w Australian Open. Niektórzy gracze, po tak wielkim zwycięstwie, nie są w stanie wydusić z siebie słowa. Ale nie Li – na każde pytanie odpowiadała żartem i to nie w swoim ojczystym języku. Wyraziła uznanie dla Rodrigueza oraz dla życzliwej obsługi hotelu Crown Hotel w Melbourne, która dała jej większy pokój, tak by mogła spać dalej od męża, nie musząc wysłuchiwać jego chrapania.