Wimbledon: stawka większa niż finał

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: wimbledon.org/wtatennis.com, foto: AFP

Witkoria Azarenka może jutro upiec dwie pieczenie na jednym rożnie. Jeśli pokona Serenę Williams, znajdzie się w finale Wimbledonu. Oprócz tego wróci na pozycję liderki rankingu WTA. Jest tylko jedno ale. Serena Williams.

Białorusinka, która szalała od początku roku, trochę zwolniła. Ale ciągle trzeba na nią uważać. 22-latka (jeszcze, ostatniego dnia lipca ma urodziny) przegrała w tym roku tylko cztery mecze. Z Marion Bartoli, Marią Szarapową, Dominiką Cibulkovą i… Sereną Williams. Cibulkova z konfrontacji z Azarenką raz jeszcze wyszła w tym roku zwycięsko, ale dlatego, że Białorusinka oddała mecz walkowerem. Wygrała w Sydney, Australian Open, Indian Wells i Doha. Wskoczyła na fotel liderki rankingu. Potem z niego spadła, ale za chwilę znów może wrócić. Musi tylko wygrać jutrzejszy mecz. Tylko czy wygra…?

Serena Williams przegrała tylko trzy mecze (plus dwa walkowery), ale, oczywiście, zagrała dużo mniej pojedynków. W Paryżu sensacyjnie odpadła już w pierwszej rundzie, co w wielkoszlemowym turnieju nie zdarzyło się jej wcześniej nigdy! Ale Wimbledon to jej miejsce. W czterech ostatnich edycjach trzykrotnie była w finale. Tylko raz – rok temu – niespodziewanie przepadła w czwartej rundzie z Marion Bartoli. Najważniejsze jest chyba jednak to, jak się spisuje w potyczkach z Azarenką. A spisuje się mniej więcej tak, jak Azarenka w potyczkach z Radwańską. Williams wygrała siedem razy, przegrała jeden. I to potwornie dawno, w 2009 roku. W ostatnich trzech meczach nie straciła seta.

Na szczęście statystyki nie grają. I obyśmy jutro byli tego świadkami. Amerykanka zagra z Białorusinką zaraz po meczu Radwańskiej z Kerber, czyli około godziny 16. A może trochę później…