Australian Open: wielkie odrodzenie Clijsters!

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: australianopen.org, foto: AFP

Do stanu 6:3, 3:2 Na Li grała bardzo dobrze, a Kim Clijsters zupełnie nie przypominała siebie. Wydawało się, że pierwszy wielkoszlemowy triumf dla Chin jest na wyciągnięcie ręki, ale właśnie wtedy Belgijka odnalazła rytm i odwróciła losy finału Australian Open, wygrywając 3:6, 6:3, 6:3 i zdobywając swój pierwszy tytuł w Melbourne.

Pierwsza godzina finałowego meczu w Melbourne była najgorszą w wykonaniu Kim Clijsters podczas tegorocznego turnieju. Belgijka udowodniła jednak, że nie ma takiej sytuacji, z której nie potrafiłaby wybrnąć i ostatecznie to ona stanęła z pucharem dla mistrzyni w dłoni. Po urodzeniu dziecka Clijsters dokonała rzeczy wielkiej. W ciągu półtora roku od powrotu do zawodowego tenisa wygrała już trzeci wielkoszlemowy turniej. I nie wydaje się, żeby na tym poprzestała…

Początek finału był zaskakujący. Bojowo nastawiona Clijsters wygrała osiem pierwszych piłek i po kilku minutach prowadziła 2:0. Li szybko się pozbierała i nie pozwoliła rywalce na rozwinięcie skrzydeł, doprowadzając do wyrównania. Z każdą kolejną minutą Chinka coraz bardziej dominowała na korcie. Mocnymi i precyzyjnymi krosami wypracowywała sobie przewagę sytuacyjną i kończyła akcje. A Clijsters pomagała, jak mogła. Popełniała wiele prostych błędów, dokonywała dziwnych wyborów taktycznych i spóźniała się do zagrań, do których zwykle dobiega z zamkniętymi oczami. Efekt był taki, że po 38 minutach na tablicy wyników widniało zaskakujące 6:3 dla Li.

W drugim secie długo trwała zacięta walka. Raz przewagę zdobywała Belgijka, a raz Chinka. W dużym stopniu wynikało to z gorszej postawy Li, niż lepszej gry Clijsters. Początkowe gemy toczyły się na przewagi, a obie zawodniczki solidarnie odbierały sobie podanie. Jako pierwsza serwisową niemoc przełamała Li, wychodząc na prowadzenie 3:2. Ale, jak to w kobiecym tenisie bywa, nie miało to wielkiego znaczenia. Belgijka zaczęła się stopniowo odradzać, wykorzystując słabszą postawę Chinki w kolejnych minutach. Wygrała cztery kolejne gemy i wyrównała stan meczu.

Rozochocona Clijsters złapała wiatr w żagle i na początku decydującej partii zafundowała rywalce popis swojego najlepszego tenisa. Wygrała własne podanie, potem wygrała podanie Chinki, a potem… pozwoliła się przełamać. Tym razem powtórki z pierwszego seta jednak nie było. Li gasła w oczach, popełniając więcej błędów i denerwując się coraz bardziej, a Clijsters uspokoiła grę, ograniczyła strzały w siatkę lub aut i punktowała zmęczoną rywalkę. Z tej sytuacji powrotu już nie było. Li zdołała utrzymać jeszcze oba swoje serwisy, ale przełamać Belgijki nie potrafiła. Po ponad dwóch godzinach gry Chinka wystrzeliła ostatni forhend w aut, a Clijsters utonęła we łzach…

Wynik finału:
Kim Clijsters (Belgia, 3) – Na Li (Chiny, 9) 3:6, 6:3, 6:3