Witold Domański: krótko-długa piętnastka

Maciej Weber , foto: eurosport.pl

Maciej Weber

15 lat – dużo to czy mało? Dla młodych – wręcz niewyobrażalny szmat czasu, bo perspektywa kolejnych piętnastu wydaje się nie do ogarnięcia umysłem. Dla starszych – ot, mniej lub bardziej ciekawy kawałek historii, kurczący się w pamięci błyskawicznie, w miarę upływu kolejnych lat.

15 lat temu, 10 kwietnia 1996, rozpoczął działalność polski oddział Eurosportu. Spokojnie, bez fanfar, przy biureczku wstawionym do ogólnej sali w budynku Canal+, na którym stał komputer i faks. Nie było internetu, telefony komórkowe dopiero raczkowały. Dzisiejszy 15-latek zastanawia się pewnie, jak w takich warunkach w ogóle można pracować?

Początek komentowania też był skromny. Zaczęło się od trzech godzin po polsku dziennie, uwzględniając „przede wszystkim godziny najlepszej oglądalności, czyli tzw. prime time, ale równocześnie gusty polskich odbiorców”. Tak przykazała paryska zwierzchność (tam jest centrala Eurosportu), bardzo ostrożnie, choć z nadziejami podchodząca do działalności na polskim rynku.

W skromnej początkowo ofercie polskiego komentarza od razu pojawił się tenis. Sport ten nie był w prawdzie w czołówce zainteresowań naszych fanów, daleki od szczytu emocji, jakie w końcówce lat 70. i na początku 80. rozpalał w narodzie swoimi sukcesami Wojtek Fibak, ale znalazło się kilka innych argumentów przemawiających „za”. Chociażby ten, że tenis zawsze był w ofercie Eurosportu bardzo znaczącą pozycją. Drugi argument można zaliczyć do zdecydowanie mniej obiektywnych, ale na pewno nie mniej istotnych. To ja decydowałem, które programy będą „obsługiwane” po polsku, a tenis od zawsze był moim ulubionym sportem. O ile pamiętam, zaczęliśmy od Estoril w męskiej obsadzie, a potem przyszły kolejne turnieje.

W tamtych czasach na antenie Eurosportu przeważał tenis męski, turnieje kobiece pojawiały się od wielkiego dzwonu, najczęściej oglądaliśmy panie z okazji wielkoszlemowych. Nie jedyna to zmiana, jaka dokonała się w tenisowych relacjach podczas tych piętnastu niedługich lat, ale chyba najistotniejsza. Czytelnikom tego magazynu z całą pewnością nie muszę przedstawiać współczesnej ramówki Eurosportu. Wiem, że nie wszyscy są wielbicielami kobiecego tenisa, ale z drugiej strony czyż wypada nam narzekać na możliwość śledzenia rozwoju kariery Agnieszki Radwańskiej? Przed 15 laty nie mielibyśmy na to szans! A panowie Polacy? No cóż, ciągle pozostaje nam mieć nadzieję na lepsze czasy…
Przez kabiny komentatorskie Eurosportu przewinęło się w tym okresie kilkudziesięciu chętnych do współpracy. Jedni zostawali na dłużej, inni znikali dość szybko. Obok Wojtka Fibaka z najbardziej znanych nazwisk byłych tenisistów wymienić należy Magdę Grzybowską, Katarzynę Nowak, Kasię Strączy, Lecha Sidora, Tomka Iwańskiego, Pawła Motylewskiego. Było jeszcze wielu, wielu innych, którzy – mam nadzieję – wybaczą mi nieobecność na tej dość krótkiej liście. Był też cały tłum dziennikarzy. Niektórych już niestety pożegnaliśmy na zawsze – myślę oczywiście o Zdzichu Ambroziaku, współpracującym z Eurosportem od samego niemal początku. Pierwszy tenisowy mecz komentowałem natomiast z Adamem Choynowskim, dziś już niestety na emeryturze.

Zmienił się program Eurosportu, zmienili się (no, może nie w całości) ludzie, a jak niesamowicie zmienił się tenis! Technologia wytwarzania rakiet, używane do ich produkcji materiały to najpoważniejsza przyczyna zmiany sposobu rozgrywania piłek na korcie. Pamiętacie, jak dziennikarze ochrzcili Borisa Beckera? „Bum-bum Becker!”. A gdzie mu tam do współczesnych specjalistów stylu „bum-bum”. Dziś wytyka się palcami tenis Agnieszki Radwańskiej, jednej z bardzo nielicznych nie stosujących rozwiązań siłowych.

Czy było dawniej do pomyślenia widowisko na korcie centralnym, podczas którego dwie piękne dziewczyny wydają z siebie przez dwie godziny odgłosy przypominające walkę dzikich zwierząt o strawę? Ale o tym może przy kolejnej okazji.