Krzysztof Rawa: ćwierkanie za kortem

Maciej Weber , foto: Archiwum Tenisklubu

Maciej Weber

W przypływie poświątecznej energii postanowiłem dla wiedzy czytelników i własnej rozpoznać, jak tenis zawodowy mierzy się z wyzwaniami nowoczesnej komunikacji w sieci. Konkretnie – zapragnąłem zobaczyć, jak ludzie rakiety wykorzystują Twitter – narzędzie znane i popularne, co nie znaczy, że przydatne do wszystkiego.

Felieton Krzysztofa Rawy

Zadanie w pierwszej fazie badań okazało się nadzwyczaj łatwe, bowiem portal www.tweeting-athletes.com okazał się niezwykle poręczny. Nie tylko sprawnie policzył ćwierkających tenisistów i tenisistki, ale też śledzi i zlicza na bieżąco osoby śledzące wynurzenia sportowców, a także pozwala na szybkie dotarcie do treści przekazywanych światu komunikatów.

W ten nieskomplikowany sposób dotarłem do bazowej informacji, że ćwierkający świat tenisa dzieli się na trzy grupy: tenisistów emerytowanych, których listę otwiera Brad Gilbert, tenisistów aktywnych oraz tenisistki aktywne. Tenisistki, które skończyły karierę, jak Lindsay Davenport i Justine Henin, zaliczono do aktywnych, co wprowadza pewien dysonans poznawczy, ale nie przesadzajmy: kobieta zmienną jest i może do tenisa wrócić, kiedy zechce. Odrobinę zamieszania wprowadziły także Gisela Dulko i Flavia Pennetta, które najpierw ćwierkały razem, ale jakieś dwa miesiące temu Włoszka zapewne odmówiła współpracy przy klawiaturze i Argentynka założyła drugie konto, już indywidualne. Innych debli nie ma, rozdzielili się nawet bliźniacy Bob i Mike Bryanowie.

W dniu badania na liście były 93 osoby. Nie umiem dokładnie powiedzieć, czy to dużo, czy mało wobec tysięcy osób próbujących żyć z uprawiania tenisa, ale chyba niewiele. Widząc jednak nazwiska mistrzów i mistrzyń wielkoszlemowych domniemywałem z optymizmem, że liczyć się będzie jakość, nie liczba ćwierkaczy.

Dało się bez trudu odkryć, że liderem pod względem liczby śledzących swego bohatera jest wśród emerytów Gustavo Kuerten (285 831 osób), za którym sporo dalej jest Fernando Meligeni (55 626), a trzeci to Patrick McEnroe (16 599). Wśród pań konkurencji nie mają siostry Williams. Zdecydowanie prowadzi Serena (2 029 423) przed Venus (721 905), a trzecia jest, nie, nie zgadli Państwo – Sania Mirza (223 396), bo numer 1 na świecie wystarcza Karolinie Woźniackiej (111 382) zaledwie na czwarte miejsce.

Ranking męski otwiera Andy Roddick (532 947), za nim są Andy Murray (356 366) i Juan Martin del Potro (230 280). Rafaela Nadala i Rogera Federera brak. Novak Dżoković (66 513) przegrywa z Maheshem Bhupathim (89 964). Wspomniani bliźniacy bardzo się różnią – Bob miał aż 35 521 chętnych do czytania wynurzeń, a Mike tylko 9874, ale mu rosło – chyba jednak czegoś nie wiemy o braciach.

Z tą rachunkową wiedzą ruszyłem śmiało do części najważniejszej – jąłem analizować treści wystąpień tenisistów, ich spodziewane błyskotliwe frazy, ciekawe komentarze rzeczywistości i cięte riposty. Już witałem się z odkrywaniem odrobiny prywatności, co tak miło wzbogaca wizerunek sportowca znanego tylko z kortów. Szukałem talentu, który potrafiłby, jak Ernest Hemingway, napisać przejmującą powieść w sześciu słowach (sławne „For sale: baby shoes, never worn").

Prawda była nieco inna. Ivo Karlović pisze o magnetycznej sile łączącej jego powieki w czasie hiszpańskiego deszczu. Julia Georges o tym, że poleci samolotem, a następnie, że przyleciała samolotem. Andy Roddick, dziękując prezydentowi Obamie za zabicie Osamy bin Ladena, trafnie zauważa, że śmierć Hitlera też ogłoszono 1 maja. Trzy czwarte tenisistek podziwiała ślub stulecia, a raczej suknię Kate Middleton. Andy Murray kłopocze się wzrostem ceny kubka lodów z 2,99 do 5 funtów (Szkot!). Arina Rodionowa dostrzega uroki Portugalii w winie sangria. Anastazję Piwowarową boli bark, a czasem nie boli. Justine Henin od miesiąca nie pisze nic. Elena Baltacha narzeka na firmę internetową sprzedającą bilety. Siostry Williams polecają programy telewizyjne. I tak dalej, i tak dalej…

Po dwóch godzinach miałem dosyć. Tenisowe ćwierkanie nie odkrywa żadnego nowego świata ani sportowych tajemnic. Piszący są tacy sami jak ich rówieśnicy nie grający w tenisa i w 140 znakach wyrażają przede wszystkim tęsknotę za zwykłą rozmową, najczęściej na tematy poza sportem.

Jak dowodzi przypadek Donalda Younga, szczere pisanie o tenisie na Twitterze raczej szkodzi. Amerykanin dał wyraz swej frustracji i skrytykował związek za brak wsparcia w drodze na start w Roland Garros. Musiał bardzo przepraszać, bo działacze mogli mu obciąć dotacje. Jak przeprosił, to skasował swoje konto. Na zawsze.