Rozmowy po Cichu: Aleksandra Krunić

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: Tenisklub

– Na korcie zawsze masz jednego przeciwnika, ale kiedy drugim przeciwnikiem jestem sama dla siebie, robi się niedobrze – mówi Aleksandra Krunić. Serbka opowiada o pamiętnym US Open, marzeniach o grze dla Rosji oraz… miłości i nienawiści do samolotów.

Z Aleksandrą Krunić rozmawia Antoni Cichy

Świat tenisa usłyszał o niej, kiedy w 2014 roku bez żadnych kompleksów kroczyła do czwartej rundy US Open. 21-letnia kwalifikantka pokonała nadzieję gospodarzy Madison Keys, ówczesną mistrzynię Wimbledonu Petrę Kvitovą, a omal nie zwyciężyła też Wiktorii Azarenki. Grała rok później w trzeciej rundzie Wimbledonu, ale do tamtych wyników na razie nie nawiązała.

Jest Serbką, ma serbskie korzenie, ale urodziła się w Rosji. Dorastała w Moskwie i tam stawiała pierwsze tenisowe kroki. Trenowała też na Słowacji. Lubi Polskę, Polaków i ma miłe wspomnienia. W 2009 roku w juniorskim Australian Open doszła do finału debla w parze z Sandrą Zaniewską.

Jej najwyższe miejsce w rankingu WTA to 63. pozycja uzyskana 20 lipca 2015 roku. Niedawno osiągnęła największy sukces w karierze – zdobyła tytuł w challengerze w Bol.

""

Zacznijmy od US Open 2014. To musiało być dla pani coś niezwykłego.
Wspomnienia są miłe, ale taki turniej zdarzył się raz, w przeszłości, nie można wciąż tym żyć. Cały czas staram się to powtórzyć także w innych turniejach wielkoszlemowych. US Open zawsze będzie wyjątkowe, mam nadzieję, że nie tylko z powodu 2014, ale też innych dobrych wyników. Chciałabym zastąpić tamte wspomnienia nowymi, jeszcze lepszymi.

Czego pani brakuje, żeby nawiązać do tamtych wyników?
Właściwie to nie wiem. Pewnie gdybym wiedziała, byłabym w stanie to powtórzyć. Grałam wtedy z wielką radością, właściwie to nie myślałam o tym, dopiero później przyszła presja. Czułam, że muszę wygrywać niektóre mecze. Może powinnam wrócić do czasu, kiedy cieszyłam się grą, może lepiej się zorganizować, więcej trenować. Gra to jedno, ale są też inne elementy przygotowania jak rozgrzewka, rozciąganie, wyspanie się. Akurat ze spaniem nie mam problemu, ale z resztą różnie bywało. Czasami się rozciągałam, czasami nie, raz się rozgrzewałam porządnie, raz tylko trochę. Trzeba być profesjonalistą w każdym calu.

To oznaka braku motywacji?
Od czasów dzieciństwa nie doznałam kontuzji, wszystko przychodziło mi z łatwością. Ale to nawet nie chodzi o kontuzje. Po prostu trzeba poświęcić wszystko tenisowi, czuć, że robisz wszystko, co tylko możesz, żeby stać się lepszą zawodniczką. Ja czasami tego nie czułam. Nie było mi z tym dobrze na korcie. Zdawałam sobie sprawę, że przez kilka dni się nie rozciągałam albo nie rozgrzałam się tak, jak powinnam. Inaczej jest, kiedy wychodzisz na kort i wiesz, że przez 10 poprzednich dni dawałaś z siebie wszystko. Jeśli przegrasz, zrobiłaś wszystko, co się dało, ale trzeba jeszcze więcej pracować. Wierzę, że wyniki zaczną przychodzić, skoro byłam w stanie grać na takim poziomie, mało trenując i nie przykładając wielkiej wagi do dyscypliny.

Pewnie, jeśli osiąga się dobre wyniki mimo niewielkich nakładów pracy, nie jest łatwo się zmotywować?
Kiedy rezultaty przychodzą bez wielkiej pracy, możesz pomyśleć, że to tylko przypadek. Niezbyt miłe uczucie. Tak było z US Open 2014. Osiągnęłam bardzo dobry wynik, ale to wzięło się znikąd. Wcześniej grałam katastrofalnie na mączce. Zastanawiałam się sama, skąd taki rezultat. Nie pracowałam ciężko, nie harowałam na treningach. Tydzień przed US Open dobrze trenowałam, ale to tydzień. Zdawałam sobie sprawę, że wszystko w tym turnieju przez tydzień układało się po mojej myśli. To było 20 procent, te 80 procent trzeba dołożyć od siebie na treningach.

""
Aleksandra Krunić po ostatniej piłce meczu z Petrą Kvitovą. US Open 2014. (Fot. AFP)

Brała pani udział w igrzyskach olimpijskich w Rio. Tenisiści różnie patrzę na igrzyska, a pani?
To całkiem inne doświadczenie. Jesteś częścią zespołu, częścią bardzo wielkiego zespołu, nie tylko tenisowego, to reprezentacja całego kraju. Idziesz obejrzeć inne konkurencje, kibicować innym zawodnikom. To coś wyjątkowego. My, Serbowie, jesteśmy bardzo przyjacielscy wobec siebie. Potrafiliśmy spędzać miło wieczory, chodziłam też na mecze reprezentacji koszykarskiej. Czułam się lepiej niż podczas turniejów tenisowych. Na turniejach ciągle widzę te same twarze, atmosfera jest inna. Igrzyska mają w sobie więcej ciepła.

Reprezentuje pani Serbię, ale urodziła się i mieszkała w Rosji.
Tak naprawdę czułam się Rosjanką do 14. roku życia. Dorastałam w Rosji, a kiedy jesteś dzieckiem, nie myślisz o wielu sprawach. Nie wiedziałam zbyt wiele o Serbii. Oczywiście, na początku chciałam grać dla Rosji. Tak naprawdę nie miałam związków z Serbią, ale kiedy po raz pierwszy wystąpiłam w Pucharze Federacji w Serbii, poczułam się całkiem inaczej. Grać dla kraju… Właściwie to nie zagrałam, ale byłam częścią drużyny, doświadczyłam tej atmosfery, poznałam ludzi, ich mentalność. Coś specjalnego. Już nie miałam wątpliwości, wiedziałam, że jestem Serbką. A teraz oczywiście czuję się Serbką. Kocham Rosję, Moskwę, uwielbiam tam przyjeżdżać, mam dobre relacje z Rosjankami w tourze, ale jestem Serbką i nic tego nie zmieni.

Podobno mówi pani w wielu językach.
Tak, to prawda. Mówię choćby po słowacku, nauczyłam się, kiedy mieszkałam w Słowacji. Chciałabym się nauczyć jeszcze kilku języków. Podoba mi się turecki….

…polski?
Rozumiem polski! Ale mówić raczej nie potrafię. Trochę mi się miesza ze słowackim. Na pewno nie byłabym w stanie rozmawiać płynnie, ale mam wielu przyjaciół w Polsce, więc rozumiem wasz język. Znam rosyjski, więc jest mi łatwiej.

Różni się pani od wielu sportowców. Raczej nie błyszczy w social mediach, nie dodaje setek zdjęć.
Tak naprawdę to nie za bardzo wiem, jak korzystać z Instagrama czy Twittera i nie używam tego. Nie jestem dziewczyną social mediów. Cenię swoją prywatność i nie lubię pokazywać wszystkim, jak wygląda moje życie. Po pierwsze, kogo to obchodzi. (śmiech) Po drugie, szkoda mi na to czasu. Lubię się uczyć. Mam na to dużo czasu podczas podróży, kiedy czekam na mecze. Kariera któregoś dnia dobiegnie końca, może za dziesięć lat, jeśli będę zdrowa, ale tak czy siak, coś będę musiała wtedy robić. Czasami trzeba porozmawiać z ludźmi, choćby podczas wywiadu. Warto mieć coś w głowie poza tenisem. Tenis to nie jedyna rzecz na świecie. To coś, co kocham, co robię, ale nie uważam, żeby należało koncentrować się tylko na tym. Życie potrafi dać wiele ciekawych rzeczy. Dobrze mieć otwartą głowę.

Czyli po zakończeniu kariery niekoniecznie będzie można panią spotkać na korcie?
Lubię kryminalistykę i samoloty. Ale nie wiem, chyba nie zostanę pilotem, raczej nie pozwoliłoby mi na to zdrowie i nerwy. (śmiech) Coś związanego z samolotami, kryminalistyką czy psychologią, czemu nie? Uwielbiam to. Mroczne sprawy mnie kręcą. Zależy, jak będzie mi szło na korcie. Może zarobię tyle pieniędzy, że nie będę musiała niczego robić do końca życia. Mogłabym też podróżować, ale chyba nie aż tak wiele, jak teraz. Pewnie miałabym z czego wybierać.

Tak interesują panią samoloty, to pewnie uwielbia pani latać.
Właśnie nie znoszą! Chyba właśnie dlatego tak bardzo zainteresowało mnie lotnictwo, bo bałam się samolotów i latania. Jestem pod wrażeniem, jak maszyny naprawdę wznoszą się w powietrze. Nie znoszę latać, ale uwielbiam przebywać w niebie. Zamierzam sobie kupić książkę o samolotach. Jak którymś podróżuję, lubię o nim wszystko wiedzieć.

Ale wtedy wie pani, co może się zepsuć…
Na początku mnie to przerażało. Wiedziałam, co może się zdarzyć, nasłuchiwałam każdego odgłosu. Teraz już jestem spokojniejsza. Dużo latam i jakoś pokonałam ten strach. Już tak bardzo się nie boję.

""
Aleksandra Krunić podczas meczu Pucharu Federacji. (Fot. AFP)

Wspomniała pani o psychologii. Jak ważna jest głowa na korcie?
Tenis to tak naprawdę głowa, psychika. Każdy potrafi zagrać bekhend i forhend. Najlepsi zawodnicy mają najmocniejszą głowę. Wiedzą, jak poradzić sobie w stresujących sytuacjach. Robią to lepiej ode mnie. Trzeba być bardziej pozytywnym wobec samego siebie, ja często jestem negatywnie nastawiona, wysyłam do głowy negatywne informacje. Jestem perfekcjonistką. Aż do przesady. Nie mogę znieść, jeśli coś nie jest perfekcyjne, a w tenisie, generalnie na świecie, nic nie jest idealne. Muszę sobie uświadomić, że nie wszystko będzie doskonałe i najważniejsze, żeby danego dnia zagrać najlepiej, jak się da. Jeśli to maksimum jednego dnia jest inne niż drugiego, trzeba to zaakceptować. Któregoś dnia się z tym zgodzę.

Czy ten perfekcjonizm obowiązuje też poza kortem?
Tak, przykładam na przykład wagę do tego, co jem. Kiedyś lubiłam sobie zjeść coś słodkiego. Teraz nie jem mięsa, odrzuciłam to, co źle na mnie wpływało. Ale aż taką perfekcjonistką poza kortem nie jestem. Nie można przesadzać. Wtedy można za wiele od siebie wymagać albo po prostu zdenerwować się, kiedy coś nie gra. Na korcie zawsze masz przeciwnika, z którym rywalizujesz, ale kiedy drugim przeciwnikiem jestem sama dla siebie, robi się niedobrze. Mam dwie rywalki, zamiast jednej.

Dlaczego nie je pani mięsa? Kwestia diety?
Ze względu na zwierzęta. Podjęłam taką decyzję dwa lata temu. Uwielbiam zwierzęta i nie chcę być częścią przemysłu mięsnego, nie chcę przykładać ręki do tego, jak traktuje się je traktuje. Ale nie tylko to. Czuje się też lepiej, nie jestem taka nerwowa, moje ciało wygląda lepiej, moja cera. Przyjemnie mi z tym. To styl życia. Odżywianie jest stylem życia. Jeśli w coś wierzysz, lubisz to, łatwiej przestać jeść jakieś produkty. Wcześniej mogłabym uznać się za miłośniczkę mięsa, ale nie miałam problemu, żeby z tego zrezygnować.

Co spowodowało taką decyzję?
Obejrzałam film dokumentalny Mieszkańcy Ziemi. Pokazywał, jak traktuje się zwierzęta na farmach na całym świecie, czym się je karmi, jak się je przechowuje w klatkach. To było coś strasznego. Kocham wszystko, co żyje i nie uważam, żeby ktokolwiek zasługiwał na takie traktowanie tylko dlatego, że nie potrafi mówić. Zwierzęta też czują ból, też wiedzą, co się dzieje. Postanowiłam coś zmienić, czułam się winna, kiedy jadłam mięso. Nie byłam w stanie tego dalej robić. Już się przyzwyczaiłam.

Ma pani artystyczną duszę.
No właśnie, może powinnam trochę bardziej myśleć o tenisie jak o pracy. (śmiech)