Temat na poniedziałek: operacja Futures

/ Antoni Cichy , źródło: własne/telegraph.co.uk, foto: AFP

Temat ustawiania meczów powrócił w iberyjskim wydaniu. W Hiszpanii aresztowano 34 osoby w tym sześciu tenisistów. Tak wielkiej operacji jak operacja Futures w historii tenisa jeszcze nie było.

Od kiedy w styczniu zeszłego roku BBC i Buzzfeed News opisały proceder ustawiania spotkań na najwyższym poziomie, każde kolejne doniesienie dziwi coraz mniej. Lub co gorsza, nie dziwi wcale.

Świat tenisa przechodzi obok tego stosunkowo obojętnie, media opisują, ale po kilku dniach sprawa gaśnie i toczy się gdzieś w policyjnych aktach i sądach. Z początkowo śledzących przebieg zdarzeń mało kto dotrwa do wyroku. Teraz problem zaistniał w mediach ponownie za sprawą hiszpańskiej sprawy.

Hiszpański odcinek
Ostatnimi czasy, kiedy ktoś wpadał, najczęściej płacił za to dyskwalifikację – czasami nawet 18-miesięczną jak Włoch Marco Cecchinato, który zapracował na to choćby umyślną porażką z Kamilem Majchrzakiem. Teraz w sidła hiszpańskiej policji wpadła cała siatka. Operacja Futures rozpoczęła się w 2015 roku, a zainicjowało ją doniesienie jednego z zawodników, który zgłosił Tennis Integrity Unit, iż otrzymał propozycję łapówki. Efekty śledztwa są przykre. Aresztowano 34 osoby podejrzane o ustawianie meczów w Hiszpanii i Portugalii.

Mowa o co najmniej 17 rozgrywkach głównie rangi Futures i Challenger głównie w Sewilli, ale też Madrycie czy portugalskim Porto, więc skala procederu naprawdę spora. Wśród aresztowanych znalazło się sześciu tenisistów z pozycji 800-1200 w rankingu ATP oraz m.in. dwóch „organizatorów”. Czyli osoby, które całe przedsięwzięcie we wspomnianych 17 turniejach (lub więcej) aranżowały. To największa operacja w historii, jaką przeprowadzono w kontekście ustawiania tenisowych meczów.

Gra niewarta świeczki
Wszystko dokładnie planowano. Grający u bukmachera kontaktowali się z byłymi tenisistami, a oni pośredniczyli w rozmowach z zawodnikami. Chodziło o przegranie meczu, ale też gema czy pojedynczego punktu. Kto wchodził w brudną zabawę, mógł dostać około tysiąca dolarów. Ci, którzy mieli przegrać cały mecz, mieli płacone z góry. Choć mogli dorobić, kiedy konieczne były drobne poprawki – jak choćby porażka, ale dodatkowo z przegranym trzecim gemem.

Tym bardziej smutne, że tenisistów skusiły sumy, które w zawodowym tenisie za astronomiczne nie uchodzą, choć zawodnicy z drugiego tysiąca do krezusów faktycznie nie należą. Niektórzy zarobili tysiąc dolarów, inni połowę tej sumy, a innych biorących udział w zabawie oszukano. – Czasami obiecywano im 500 euro, a ostatecznie dostawali 50. Zawodnicy byli przede wszystkim ofiarami – mówił w rozmowie z AFP News rzecznik policji. Dla porównania: dochód z tytułu oszustw szacuje się na ponad 500 tysięcy euro.

Problem nie do rozwiązania
Takie sprawy przypominają, że tenis do końca białym sportem nie jest. Ale też trudno oczekiwać krystalicznej czystości grupy, która jak pokazują choćby pozycje aresztowanych, liczy kilka tysięcy osób. Przy tak obszernej społeczności zawsze znajdą się postronne osoby – kusiciele – i zawodnicy, czyli kuszeni. I niestety, czasem się dogadają.

Antoni Cichy