Tomasz Iwański – człowiek z Kazachstanu
Kiedy autor siadał do pisania tego tekstu, Kazachstan miał w pierwszych setkach rankingów WTA i ATP dwie tenisistki i jednego tenisistę. Cała trójka urodziła się w Rosji. Z „importu” jest także trener reprezentacji fedcupowej. On najlepiej opowie, o co chodzi w tej historii.
Tekst Tomasz Iwański
Podczas ubiegłorocznego US Open ojciec Jarosławy Szwiedowej, która dopiero co zmieniła obywatelstwo z rosyjskiego na kazachskie, poznał mnie z Witalijem Gorinem, byłym trenerem Dmitrija Tursunowa. On pracował dla Kazachów jako menedżer i od razu złożył mi wstępną propozycję.
W ogóle się nie zastanawiałem, bo nie miałem wtedy innych konkretnych ofert, a ta od razu wydała mi się bardzo ciekawa. Po czasie, kiedy już poznałem realia, wiem, że ta praca – zresztą jak każda inna – ma i plusy, i minusy.
Tak zostałem, oficjalnie, trenerem kobiecej reprezentacji Kazachstanu w Pucharze Federacji. Reguły współpracy nadal dopiero się krystalizują, ponieważ – to jeden z największych minusów – kontrakty z zawodniczkami podpisywali ludzie niezbyt zorientowani w tenisowych realiach. Zdarzają się czasem sytuacje bardzo utrudniające normalną pracę, wynikające głównie z niezbyt konkretnego podziału zadań i odpowiedzialności. Bywam więc także doradcą prezesa.
Wyciągnięta ręka
Najgorsze, że zawodniczki wybierał Gorin, a z rezultatów jesteśmy rozliczani my – ja i Mietek Bogusławski, trener przygotowania fizycznego. Trudno pracować z reprezentacją, na której skład nie miało się żadnego wpływu. Ale z drugiej strony nie jest tak źle, skoro w tej trójce jest dziewczyna, która naprawdę chce i może dużo osiągnąć, a drugiej może się kiedyś zechce, bo potencjał ma naprawdę duży.
Oczywiście nie ograniczam kadry do trzech nazwisk: Jarosława Szwiedowa, Galina Woskobojewa, Sesil Karatanczewa. Wręcz przeciwnie – mam obowiązek wyszukiwać kolejne, które mogłyby stanowić dla nich konkurencję. Ale to trudne, bo każda dobra tenisistka, o ile nie wszystkie, już grała w Fed Cupie. W takim przypadku zmiana obywatelstwa pociągałaby trzyletnią karencję na występy w tych rozgrywkach. A w samym Kazachstanie wielkich talentów na razie nie widać.
Myślę, że dla zawodniczek prezentujących obecnie średni poziom – powiedzmy tych z pogranicza pierwszej i drugiej setki rankingu – które chcą się rozwijać albo po prostu zarobić dodatkowe pieniądze, przyjęcie takiej oferty jest bardzo logiczną decyzją. Np. Jarka bardzo chciała występować w Fed Cupie i poczuć, jak się gra nie tylko dla samej siebie, jak to jest być reprezentantką kraju. A jako Rosjanka nie miałaby w najbliższym czasie takiej szansy. O ile w ogóle, a przecież ciągle awansuje i jest już o krok od czołowej „50”.
Sesil mówi, że po dyskwalifikacji przeszła trudną drogę od bohatera do zera. Kiedyś wszyscy się z nią fotografowali i klepali ją po plecach, a przez te dwa lata nikt z bułgarskiej federacji nawet do niej nie zatelefonował, aby zapytać, czy czegoś nie potrzebuje. Dziś od tych ludzi już niczego nie chce, bo pomocną rękę wyciągnęli Kazachowie. Nad ich propozycją nie zastanawiała się ani sekundy.
Ciekawy kraj
Jak długo będę pracował z reprezentacją Kazachstanu? Ha, dobre pytanie… Umowę podpisałem do końca 2009 roku. Cały czas rozmawiam o jej przedłużeniu, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się zdarzy jutro. Mogę zostać jeszcze trzy lata albo mogę być bezrobotny, kiedy ten numer trafi do kiosków. Rzecz w tym, że nie można być konformistą – i to niezależnie od tego, ile ci za to płacą. Albo wierzę w to, co robię i robię to, co uważam za stosowne, albo odchodzę. Nikt mi nie będzie dyktował, co mam robić na korcie. Chyba że będzie dla mnie autorytetem, ale żaden administrator z federacji nim nie jest. Nie znam więc ani dnia, ani godziny.
Płacą mi jednak nieźle, więc chętnie przedłużyłbym kontrakt choćby na kolejny rok. Proszę mnie jednak nie pytać, czy nie wolałbym – z finansowego punktu widzenia – pracować na stałe z zawodniczką z czołowej „20” albo „50”. Chociaż kiedyś prowadziłem Nadię Pietrową, nie wiem, ile dziś zarabiają ich trenerzy.
W Kazachstanie byłem trzy, może cztery razy. Nie muszę jeździć zbyt często. Wystarczy, że jestem na obozach treningowych albo kursokonferencjach dla miejscowych szkoleniowców. Mam też jakieś obowiązki marketingowe. Chyba nie muszę wspominać, że kontrakt nakłada na mnie obowiązek prowadzenia sportowego trybu życia i dbania o jak najlepszy image tenisistów i kraju. To wydaje się zresztą oczywiste.
Kazachstan, jeśli spojrzeć nań przez pryzmat Borata, potrafi zaskakiwać codziennie. Przede wszystkim inna mentalność i inna kultura. Nie wiem czy lepsza, czy gorsza – po prostu inna. Ale każdy się pewnie zdziwi, kiedy po przylocie zobaczy, że co trzeci samochód to land rover, a i bentley to nic nadzwyczajnego. To naprawdę bardzo ciekawy kraj, zwłaszcza dla przybysza z Europy.