Fed Cup: czeski hat-trick, Pala pisze historię!

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Reprezentantki Czech po raz trzeci z rzędu mistrzyni Fed Cup. W decydującym deblu w Strasbourgu Karolina Pliszkova i Barbora Strycova wygrały 7:5, 7:5 z Caroline Garcią i Kristiną Mladenovic. Kapitan Czeszek Petr Pala na stałe zapisał się w historii.

Czeskie kólestwo przedłużyło we Francji panowanie o kolejny rok, sięgając po dziesiąty tytuł mistrzowski w Pucharze Federacji. Ostatni mecz konfrontacji był zwieńczeniem wielkiego tenisowego święta, a siódemka okazała się szczęśliwa dla obrończyń tytułu. Czeszki po raz siódmy bowiem grały z Francuzkami i pokonały je po raz czwarty. Trójkolorowe czekają na tytuł od 2003 roku i muszą poczekać jeszcze przynajmniej 12 miesięcy. Zdecydował o tym między innymi kunszt Petra Pali. Kapitan drużyny naszych południowych sąsiadów doprowadził swe podopieczne do piątego tytułu w ostatnich sześciu latach. Jest już najbardziej utytułowanym kapitanem w historii. W niedzielę nie bał zaryzykować. Do debla mógł wystawić wypoczętą Lucie Hradecką, ale zdecydował się na Barborę Strycovą, która kilkadziesiąt minut wcześniej grała z Alize Cornet.

Dramaturgia tego finału stale rosła, choć zaczęło się od nieziemskiego pojedynku Pliszkovej z Mladenovic. Końcówka także był wyborna. Mecz deblowy na pewno nie ustępował poprzednikom, czterem potyczką singlowym. Wielkie emocje od pierwszej do ostatniej piłki. Obie pary niezwykle zmotywowane, skoncentrowane. Francuzki, wychodząc na kort, trzymały się nawet za ręce. To one – drugi debel świata, mistrzynie Roland Garros – były faworytkami decydującego starcia w Strasbourgu. Ale to czeska mieszanka dawała z początku lepsze rezultaty. Po chytrym lobie Strycovej obrończynie tytułu już w trzecim gemie wywalczyły przełamanie. Gospodynie od razu zniwelowały różnicę. Spektakl trwał, zacięte wymiany jedna po drugiej raczyły oczy kilkutysięcznej publiczności. Mladenovic i Garcia otrzymały ostrzeżenie przy 4:4, kiedy obroniły break pointa, zanim gem wpadł na ich konto. Co nie udało się w dziewiątym gemie, Strycova z Pliszkovą zrobiły w jedenastym. Przełamały na 6:5, a riposty ze strony przeciwniczek nie było. Czeszki utrzymały podanie na sucho, kończąc pierwszą partię.

Ten mecz się dopiero rozpędzał, stawał coraz wspanialszym widowiskiem. Po pierwszym gemie wygranym stosunkowo spokojnie przez mistrzynie wielkoszlemowego Roland Garros przyszedł drugi – pełen kosmicznych akcji, ale i prostych błędów Strycovej czy Mladenovic. Jakże emocjonujący! Po 13 piłkach rozstrzygnięcie przyniosła czternasta i imponujący wolej Strycovej. Ona przeżywała wielkie chwile w drugim secie. Czeszki grały naładowane, kipiały pozytywną energią, nawet te siedzące obok kortu jak Petra Kvitova i Lucie Hradecka. A Francuzki jakby bezradne. Odebrała im chwilowo werwę zmarnowana szansa na prowadzenie 3:1, kiedy w czwartym gemie nie wykorzystały dwóch break pointów. Zamiast prowadzić 3:1, przegrywały 2:3 po straconym serwisie.

Obrończynie tytułu umocniły się na prowadzeniu dzięki znakomitej dyspozycji serwisowej Pliszkovej. Rosły w siłę. Mladenovic, która serwowała przy prowadzeniu rywalek 4:2, udźwignęła jednak ciężar. Strata się zmniejszyła, ale wciąż atut w postaci jednego gema zapasu miały przyjezdne. Ale utrzymane podanie natchnęło Francuzki. Zaczęły grać koncertowo i niesione przez wiwatująca publiczność odłamały na 4:4. To był dopiero wstęp do wielkiego widowiska. Do dziewiątego gema, który trwał ponad 10 minut. Piłki na wygraną miał i jeden, i drugi duet. Raz Garcia robiła podwójny błąd serwisowy, za chwilę winnerowym serwisem broniła break pointa. W sumie Trójkolorowe obroniły trzy i utrzymały podanie na 5:4. Czeszki także wykazały się stalowymi nerwami. Zimnej krwi zabrakło natomiast Trójkolorowym w kolejnym gemie. W niesamowitych okolicznościach gospodynie przełamały. Niesamowitych, bo Pliszkova stop woleja grała niemal na klęcząco.

Ostatni gem to była kolejna wojna nerwów. 30-0 dla Czeszek, 30-15, a wtedy ciśnienia nie wytrzymała Garcia. Uderzyła w aut, co oznaczało dwie piłki meczowe. Strycova stanęła oko w oko z szansą na zakończenie spotkania. Pierwszego meczbola gospodynie obroniły, ale przy drugim nie miały szans. Instynktem zabójczyni wykazała się Pliszkova, która przy siatce tylko dołożyła rakietę, a spoglądająca na partnerkę Strycova, bohaterka finału, padła na kolana. Tak Czeszki wygrywały piąty tytuł w ostatnich sześciu latach. Takiej serii od ponad 30 lat i dominacji Stanów Zjednoczonych nie miała żadna inna reprezentacja.


Wyniki

Francja – Czechy 2-3
Kristina Mladenovic, Caroline Garcia – Karolina Pliszkova, Barbora Strycova 5:7, 5:7