Korespondencja z Gandawy: Na Belgów Jamie wystarczył

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Gandawy, foto: AFP

Brytyjczycy wygrali sobotniego debla 6:4, 4:6, 6:3, 6:2 i są już tylko o krok od pierwszego po 79 latach zwycięstwa w Pucharze Davisa. Zagwarantował im to Andy Murray, który nie tylko walczył z rywalami, ale i ciągnął starszego brata

Jamie Murray, starszy o 15 miesięcy brat Andy’ego, to aktualnie siódmy deblista świata. Ale siódmy w debla, to jednak co innego niż choćby 16. w singla jak David Goffin czy nawet 84. jak Steve Darcis. Jamie był najsłabszym ogniwem na korcie i było to widać niemal przez cały mecz. Oddał swój serwis aż trzykrotnie, na szczęście dla braci konsekwencją był tylko jeden przegrany set, bo Belgowie także skutecznością serwisową (szczególnie w secie trzecim i czwartym) nie grzeszyli. To młodszemu z braci Brytyjczycy zawdzięczają sukces. Andy był bezbłędny, ani razu nie stracił podania i ciągnął mecz przez cały czas, motywując starszego brata i zachęcając do lepszej gry.

Inna sprawa, że taktyka debla belgijskiego była najprostsza z możliwych. „Nie wiesz co zagrać? To graj na Jamiego!” – zdawał się powtarzać w każdej przerwie swoim zawodnikom kapitan reprezentacji Belgii Johan van Herck. To działało, ale tylko do czasu…

Do czasu, gdy, jak w pierwszym secie mając swoje szanse Belgowie ich nie wykorzystali, a w prostej sytuacji Steve Darcis przestrzelił smecza, który dał rywalom pierwszą piłkę na przełamanie. Z szansy od razu zrobił się set i zrobiło się nerwowo. Niewiele pomógł drugi wyszarpany Szkotom set, wygrany po jedyny breaku w gemie serwisowym Jamiego Murraya.

Gdy doskonale kibicujący fani belgijscy szykowali się do fetowania wygranego trzeciego seta, bo znów Jamie oddał serwis, przyszła zadziwiająca seria kolejnych czterech przełamań w pięciu gemach, gdzie tylko Andy nie dał przeciwnikom szans dobrania się do serwisu. W ten sposób w kluczowym secie z 2:1 dla gospodarzy zrobiło się 5:3 na korzyść gości i właściwie było po meczu.

Po meczu, bo czwarty set miał co najwyżej wartość statystyczną. Brytyjczycy dominowali, a starszy brat nabrał u boku młodszego pewności siebie na tyle, że nie oddał już swojego podania. Choć tym razem trzeba pochwalić i Jamiego, który w kluczowym momencie tej partii swojego serwisu nie oddał, mimo, że Belgowie mieli aż siedem break pointów. W tym wypadku siedem nie było szczęśliwą cyfrą dla gospodarzy. Nie udało się wykorzystać ani jednego, po części z powodu dobrej gry braci, po części z powodu szczęścia, które tego dnia było zdecydowanie po stronie gości. Gdy przyszła pierwsza przewaga dla Szkotów, ci wykorzystali ją bezlitośnie. A Jamie? W ważnych chwilach ostatniego seta lepiej serwował i wsparty przez brata zaczął wyraźnie pewniej grać. W przeciwieństwie do Darcisa i Goffina. Ci nie mieli się na kim oprzeć, choć do ostatniej piłki byli dopingowani przez wielotysięczny tłum ubranych w czerwono-żółto-czarne barwy fanów.

W ten sposób spełnił się idealny scenariusz dla reprezentacji Wielkiej Brytanii. Udało się „znaleźć” brakujący trzeci punkt, bo nikt w Gandawie nie ma wątpliwości, że jutro w pierwszym meczu (początek o 13.00) Andy Murray pokona Goffina i puchar, po 79 latach, znów powędruje na Wyspy.

Czy tak się stanie? By temu zapobiec Belgowie musieliby wykazać się iście diabelską przebiegłością i do tego mieć jeszcze masę szczęścia…

Nie mam nic do stracenia. Jutro musze wyjść, zagrać najlepiej jak umiem i wygrać – mówił na pomeczowej konferencji David Goffin. Tak powiedziałby pewnie każdy tenisista na jego miejscu, ale niewielu się taka sztuka „z nożem na gardle” udaje. Ostatnio udała się Michałowi Przysiężnemu i to aż dwukrotnie. Ale do tego trzeba mieć jego spokój i luz. No i kogoś innego niż Andy Murray po drugiej stronie siatki…

 

Adam Romer, Gandawa


Wyniki

FINAŁ PUCHARU DAVISA (GANDAWA, KORT ZIEMNY)

Belgia – Wielka Brytania 1-2
S. Darcis, D. Goffin – A. Murray, J. Murray 4:6, 6:4, 3:6, 2:6