20 lat Sereny Williams: od zadymionego baru po wieczną sławę

/ Antoni Cichy , źródło: własne/espn.go.com/wtatennis.com, foto: AFP

Dokładnie 20 lat temu, 28 października 1995 roku, Serena Williams zadebiutowała w profesjonalnym tenisie. Wówczas 14-latka odpadła w pierwszej rundzie eliminacji w Quebecu. Od tamtego dnia zwyciężyła w 21 turniejach wielkoszlemowych, a jej pogromczyni skończyła studia wyższe.

Annie Miller, a obecnie Annie Borus, po karierze tenisistki nie zostało wiele – nie zdobyła ani jednego tytułu w WTA, nie była ani razu w czołowej „10”, nawet „40”. Ale dziś ma prawo odczuwać satysfakcję. Jako pierwsza pokonała Serenę Williams. O Miller nie pamięta już nikt. A jej rodaczka w ciągu 20 lat stała się według wielu najwybitniejszą zawodniczką w historii tego sportu.

Rodzina Borus z niemal rozrzewnieniem wspomina jeden dzień. Dzień, który nazwisku Miller nie tyle przynosi chlubę, co wzbudza na twarzy jego właścicielki uśmiech, zakłopotanie i zawstydzenie. – Mój mąż i moja rodzina oczywiście wiedzą o tym meczu i dla nich to coś wielkiego, że Annie pokonała Serenę Williams. To miłe, ale zawsze w pewnym momencie zaznaczam, że ona dopiero zaczynała karierę. I wtedy znajduję się w tarapatach przy moich bliskich – mówi w rozmowie z Melissą Isaacson, której fragmenty ukazały się na stronie ESPN (Link do artykułu).

Na bocznym torze
28 października 1995 roku. Na liście przebojów królował „Fantasty” Marii Carey, a w kinach „Dorwać małego” z Johnem Travoltą, Genem Hackmanem i Rene Russo. W Quebecu na kort normalnie używany jako treningowy, położony pod zadymionym barem z dużym telewizorem i kartą lodów, bez żadnych zapowiedzi, ceremoniałów ani kibiców na trybunach wyszła Serena Williams. 14-letnia dziewczynka, która na pierwszy profesjonalny turniej dotarła po pełnej przygód, trwającej kilkanaście godzin, wydłużonej przegapionym lotem w Philadelphii podróży. I bez kilku rakiet, które zaginęły podczas pełnej wyprawy.

Robert Finn, który relacjonował tenis dla New York Timesa i był jednym z kilku naocznych światków debiutu przyszłej gwiazdy, wspomina, że w barze siedziało wtedy „50 lub coś koło tego widzów mniej lub bardziej zainteresowanych jej losem”. Spotkanie kilkunastoletniej debiutantki ze 149. tenisistką świata w pierwszej rundzie kwalifikacji nie brzmiało zachęcająco. Jego przebieg także. Miller zwyciężyła w tamtym meczu 6:1, 6:1. Po 20 latach, pytana o pewną październikową sobotę, odpowiada, że „powinna była wygrać” i to zrobiła. – Budowałam wtedy ranking. Po prostu wyszłam na kort i nie dopuściłam do siebie faktu, że gram z Sereną, co pozwoliło mi zagrać swój tenis.

Nazwisko Williams już wtedy musiało działać na wyobraźnię wypromowane wielkimi wyczynami Venus. Rok wcześniej, niemal dokładnie, bo 31 października 1994, również w wieku 14 lat w debiutanckim występie bez pardonu pokonała w dwóch setach sklasyfikowaną na 58. miejscu, starszą o niemal 12 lat Shaun Stafford. Respektu wobec wiceliderki światowego rankingu Arantxy Sanchez też nie okazała. Prowadziła 6:2, 3:1. Uległa w trzech setach, ale wynik i rewelacyjna postawa nastolatki szły w świat.

Richard Williams, którego Borus wspomina jako człowieka o bardzo silnej osobowości, stawiał na swoim. Córki przedzierały się przez kolejne etapy, dążąc do realizacji jego marzeń o ich wielkiej karierze. Już jako nastolatki podpisały wieloletnie kontrakty opiewające na miliony dolarów. Ojciec słynnych sióstr pragnął sukcesu, ale zachowywał zdrowy rozsądek. Wykazywał się wystarczającą cierpliwością, by nie kontynuować czegoś, co nie zdało egzaminu. Serena profesjonalnego tenisa posmakowała, ale zanim znów znalazła się w wielkim świecie, minęło 17 miesięcy.

W cieniu Venus
Miller od razu przepowiadała Williams świetlaną przyszłość, choć teraz śmieje się z wypowiedzi, którą udzieliła przed 20 laty. – Wydaje mi się, że grałam z celebrytką… Williams dysponuje taką siłą jak nikt inny, ale może tak jak Anna Kurnikowa powinna trochę pograć w juniorskich turniejach, żeby lepiej radzić sobie w meczach. Nie ma zamiennika dla praktyki – udzielała rad młodszej koleżance po fachu. Nie przewidziała, że za kilkanaście lat Kurnikowa przestanie grać, a jej kariera nie wypadnie nawet przeciętnie przy wynikach obecnej liderki światowego rankingu.

Pierwsza pogromczyni królowej kobiecego tenisa, jak wielu ochrzciło Serenę, po latach dochodzi do wielu wniosków. Jako matka dostrzega różne inne aspekty pierwszych kroków sióstr Williams w profesjonalnym tenisie. – Grałam dobrze, ale wiem, że prawdopodobnie się stresowała. (…) W tamtym czasie to Venus była tą, o której wszyscy mówili. Mam dwie młode córki i teraz rozumiem, że młodsza może być w cieniu starszej. Wyobrażam sobie, że to była trudna sytuacja – zauważa Borus w rozmowie z Isaacson. Jej spostrzeżenia są rzeczywiście trafne. Kilka miesięcy wcześniej Venus podpisała przecież pięcioletni kontrakt z Reebokiem wart 12 milionów dolarów. Siostra dopiero stawiała pierwsze kroki w profesjonalnym tenisie.

Pani magister i pani profesor
Wystarczyły cztery lata, by drogi Williams i zawodniczki, która dała jej krótką lekcję tenisa w debiucie, całkowicie się rozeszły. W 1998 roku Serena też mogła się już poszczycić lukratywnym, 12-milionowym kontraktem, tyle że z Pumą, i 22. miejscem w rankingu WTA. Annie zakończyła karierę – także wspaniale rokującą. W wieku 16 lat otrzymała na US Open tenisowe stypendium od Clairol/WTA, a dwa lata później zdobyła nagrodę International Hall of Fame. Kiedy wciąż młoda odkładała rakietę i żegnała się ze sportem, należała do 50 najlepszych zawodniczek na świecie. Do podjęcia takiej decyzji zmusiły ją po części problemy finansowe.

A nadzieja amerykańskiego tenisa, jak już po 17 miesiącach wznowiła dotychczas bardzo krótką przygodę z tourem, to zadomowiła się w nim na dobre – na 20 lat. Już w piątym turnieju pokonała ówczesną czwartą tenisistkę globu, dziewięciokrotną mistrzynię turniejów wielkoszlemowych Monicę Seles, we wcześniejszej rundzie eliminując jeszcze Mary Pierce. Dwa lata później, w 1999 roku, wygrała Indian Wells, pokonując w finale samą Steffi Graf, i zdobyła premierowy tytuł Wielkiego Szlema, zwyciężając w półfinale i finale dwie najlepsze tenisistki świata – Lindsay Davenport i Martinę Hingis.

Podczas gdy Williams wspinała się na kolejne szczeble tenisowej drabiny, Miller kontynuowała naukę, uczęszczając najpierw na studia licencjackie, a następnie magisterskie. Teraz już pod nazwiskiem Borus była tenisistka mieszka w Portland i spełnia się jako matka. Pracowała w roli księgowej dla firmy zajmującej się marketingiem oraz dla Adidasa. Tenisa nie wyrzuciła z pamięci i wspomina dawne czasy. Z filozoficznym wręcz zacięciem ocenia przeszłość, wyciągając kolejne wnioski.

Boże, nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy miałam 18 lat i grałam z Sereną, byłam wciąż dzieckiem. Kiedy przestałam grać w tenisa, też byłam dzieckiem. W tamtych czasach ten sport wymagał wyjazdu w wieku 16 lat, wygrywania i przejścia na profesjonalizm. Nie miałam jeszcze 18 lat, a już czułam, jakbym robiła to od dawna. To była harówka – cytuje obecnie 38-letnią kobietę ESPN. – Ale teraz patrzę na 30-kilku-letnią Serenę I życzę sobie, bym wiedziała kiedyś, że to było możliwe, żeby grać tak długo. To właściwie niewiarygodne, że kariery jej i Venus trwają tak długo i są tak udane.

Droga nie dla zlęknionych
28 października 1995 roku Serena Williams wkroczyła na drogę do wiecznej sławy. Ta mała dziewczynka, która po meczu z Miller wypaliła, że zagrała jak amatorka, zwyciężyła w 21 turniejach wielkoszlemowych, zdobyła 69 tytułów WTA i wygrała 737 spotkań. Od tamtego dnia zarobiła 74 miliony 83 tysiące i 181 dolarów. Dołożyła tę sumę do 240 dolarów i jednego punktu otrzymanych za występ w Quebecu.

Dziś Serena Williams jest synonimem sukcesu, solidności i przełamywania barier. W wieku prawie 32-lat wróciła na tron. I wątpliwe, by jej panowanie zakończyło się w inny sposób niż przez dobrowolną abdykację królowej.

O karierze profesjonalnej tenisistki marzy bratanica Borus. Historia cioci na pewno pobudza jej wyobraźnię. Ale Annie nauczona swoim doświadczeniem i doświadczeniem Williams, odradza córce brata taką drogę życiową. „To wieczna podróż. Jeśli nie jesteś gotowa, żeby być Sereną, opuścić dom w wieku 16 lat i ustabilizować ranking, nie rób tego”.

Antoni Cichy