Francuski krajobraz po bitwie

/ Krzysztof Sawala , źródło: tennis.com/własne, foto: AFP

Po raz trzeci z rzędu występ reprezentacji Francji w finale Pucharu Davisa zakończył się porażką. Przegrana przed własną publicznością w Lille nie mogła pozostać bez śladu. W ogniu krytyki znalazł się kapitan Arnaud Clement.

Scena w Lille była przygotowana na wielki spektakl i kibice zgromadzeni na stadionie im. Pierre’a Mauroy rzeczywiście taki spektakl dostali. Do szczęścia miejscowym kibicom brakowało tylko jednego – pierwszego od 13 lat zwycięstwa „Trójkolorowych” w całych rozgrywkach.

O ile przez cały tydzień mówiło się w mediach zwłaszcza o problemach Rogera Federera z dokuczającym bólem pleców i konflikcie ze Stanem Wawrinką, to o kadrze francuskiej pisało się dość zgodnie – zmobilizowani, świetnie przygotowani, gotowi do walki. Specjalne, kilkudniowe zgrupowanie drużyny – ani Jo-Wilfried Tsonga, ani Richard Gasquet czy Gael Monfils nie grali w finałach ATP w Londynie – miało zapewnić optymalną dyspozycję fizyczną graczy oraz świetną atmosferę w zespole.

Bańka prysła jednak dość szybko, bo już w pierwszym spotkaniu Tsonga, francuska rakieta numer jeden, uległ wyraźnie Stanowi Wawrince. Co prawda emocje w weekend uratował Monfils, pokonując Federera, ale sytuacja jeszcze piątkowego wieczoru przybrała dla gospodarzy niekorzystny obrót.

We francuskich mediach pojawiło się wiele informacji o słowach Tsongi, który nie był zadowolony z postawy własnych kibiców. Francuz mówił, że czuł się jakby grał na terenie rywala i że niepodobieństwem jest, że został wygwizdany we własnej hali. Po słabym występie przeciwko Wawrince takie słowa nie zostały nad Sekwaną odebrane pozytywnie. Kiedy w sobotę gruchnęła wiadomość, że Tsonga nie zagra w deblu, zaczęło się łączenie decyzji kapitana Arnaud Clementa właśnie z piątkowymi wydarzeniami.

Okazało się, że przed dalszą grą Tsongę powstrzymała kontuzja łokcia, którą jednak kapitan kadry chciał ukryć przed Szwajcarami do niedzieli. Jeszcze jednak w sobotę „wygadał się” szef francuskiej federacji Jean Gachassin, który stwierdził, że „Jo-Willy” prawdopodobnie na niedzielny mecz z Federerem nie wyjdzie. Według relacji, problemy Tsongi z łokciem rozpoczęły się jeszcze w trakcie zgrupowania, a decyzję o występie w piątek podjął sam zawodnik.

We Francji krytyka za taktyczne podejście do tak ważnego starcia spadła na Clementa, któremu zarzuca się złą ocenę sytuacji – mówi się, że zamiast Tsongi można było wprowadzić do gry Gillesa Simona, a nie wystawiać niedysponowanego w pełni tenisisty. – Oczywiście jako kapitan będę musiał to wszystko przemyśleć. Będę zadawał sobie teraz pytania, co mogłem zrobić lepiej przed meczem, w trakcie treningów czy nawet podczas samych spotkań. Muszę być lepszym kapitanem w przyszłości, ale zarazem chcę przyznać, że mam pełną świadomość faktu, że Szwajcaria była lepszym zespołem od nas w trakcie całego weekendu – zauważył Clement.

Ostrożny w słowach był także wspomniany Simon. – Nie patrzę na to w ten sposób, że miałem szansę na występ i teraz tego żałuję. Tsonga podjął decyzję, że chce grać. Nie ma powodu, by zastanawiać się co by było, gdyby… Nikogo to nie obchodzi i nie ma to dziś żadnego sensu – powiedział Francuz.

Przypomnijmy, że w Lille po Puchar Davisa sięgnęli Szwajcarzy, którzy dzięki wygranej deblowej Rogera Federera i Stana Wawrinki nad Julienem Benneteau i Richardem Gasquetem zdobyli drugi punkt, a kropkę nad „i” postawił w niedzielę Federer gładko ogrywając zastępującego Tsongę Gasqueta.