Korespondencja z Lille: Szwajcaria najlepsza w Pucharze Davisa
Odrodzony Roger Federer dał Szwajcarom pierwszy w triumf w najważniejszych drużynowych rozgrywkach tenisowych na świecie. Nie mogło być inaczej, gdyż tenisista-legenda grał jak za najlepszych lat.
Adam Romer, korespondencja z Lille
Już po sobotnim deblu widać było, że Federer wraca do formy i po kontuzji pleców, której nabawił się podczas londyńskiego turnieju masters nie ma śladu.
Nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi, był od pierwszej do (prawie) ostatniej piłki niezwykle skoncentrowany. Przez cały weekend pokazywał na każdym kroku, jak bardzo na zdobyciu Pucharu Davisa mu zależało.
– Jestem już na 100 procent zdrowy. Nie mam już żadnego kłopotu z plecami – zapowiadał w sobotę wieczorem i co ważniejsze w niedzielę na korcie było to widać. Dyktował warunki, przyspieszał grę, zwalniał, serwował asy, których tak brakowało w piątkowym pojedynku z Gaelem Monfilsem. Męczył swojego rywala skrótami. Grał agresywnie stojąc praktycznie w korcie lub tuż za linią końcową, a gdy nadarzała się ku temu okazja pojawiał się przy siatce, by kończyć akcje wolejem.
Richard Gasquet, który w niedzielnym meczu, w ostatniej chwili zastąpił wg. oficjalnych komunikatów kontuzjowanego Jo-Wilfrieda Tsongę, grał poprawnie, ale wielkich kłopotów Szwajcarowi sprawić nie był w stanie. W całym meczu, przy serwisie Federera, wygrał zaledwie 14 piłek (w 13 gemach!!!), sam oddając swoje podanie aż pięć razy. Statystyki miał Francuz w niedzielnym meczu fatalne, ale głównie z powodu wyśmienitej dyspozycji przeciwnika.
Na trybunach piłkarskiego stadionu im. Pierre Mauroy’a znów pobito rekord frekwencji – niedzielny mecz obejrzało bowiem aż 27448 kibiców, ale to ci ubrani w czerwono-białe barwy byli zdecydowanie bardziej widoczni. Zapał francuskich fanów gasł wraz z kolejnymi przekłamaniami serwisu Gasqueta i choć próbowali gromkim „Allez les Blues” poderwać jeszcze swojego reprezentanta do walki, to w głębi serca większość z nich wiedziała, że Federera dziś pokonać się już nie da.
Po niespełna godzinie i 45 minutach Federer serwując jak w transie zakończył ostatniego gema pięknym wolejem. Upadł na kolana, zakrył twarz, a potem rozciągnął się na korcie jak długi – ze szczęścia czy wzruszenia – prawdopodobnie z obu powodów, bo osiągnął cel, który wydawał się przez większość jego kariery nieosiągalny: Szwajcaria została, które wygrało Puchar Davisa.
Udało się to w dużej mierze dzięki Stanowi Wawrince, który pod bokiem Federera stał się graczem światowej klasy i w chwilach, gdy wielkiemu mistrzowi nie szło, był w stanie pociągnąć drużynę. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w finałowy piątek.
Przed tenisistami teraz ponad miesiąc urlopu i przygotowań do nowego sezonu, który rusza z początkiem stycznia. Cała Szwajcaria zastanawia się czy w 2015 roku uda się namówić Federera na obronę zdobytego w tym roku tytułu. Kibice spod znaku białego krzyża i krowich dzwonków, którzy tak licznie przybyli do Lille już cieszą się na przyszły rok, ale w 2015 roku może być ciężko, bo według szwajcarskich dziennikarzy Roger już wcześniej dawał wielokrotnie do zrozumienia, że jeśli puchar zdobędzie, to już w reprezentacji nie zagra. Ale kto to może na 100 procent wiedzieć. Sam zainteresowany wątpliwości na ostatniej konferencji prasowej nie rozwiał.
– Grałem w tej drużynie prawie 16 lat i cieszę się, że wreszcie udało nam się wygrać. To coś na co zasłużyli wszyscy, Stan, Severin (Luethi – kapitan drużyny Szwajcarii) i reszta ekipy. Cieszę się z tego, że udało się wygrać, także z ich powodu. Nie wiem co będzie z przyszłym rokiem… Zobaczymy… – powiedział Federer pozostawiając słuchających go dziennikarzy i przede wszystkim swoich fanów w niepewności. Czy wystąpi w marcu w barwach Szwajcarii w wyjazdowym meczu przeciw reprezentacji Belgii okaże się pewnie dopiero w przyszłym roku.
Wyniki
Francja – Szwajcaria 1:3.
Richard Gasquet – Roger Federer 4:6, 2:6, 2:6.
R. Gasquet, J. Bennetteau – R. Federer, S. Wawrinka 3:6, 5:7, 4:6.
Jo-Wilfried Tsonga – Stan Wawrinka 1:6, 6:3, 3:6, 2:6;
Gael Monfils – Roger Federer 6:1, 6:4, 6:3.