Korespondencja z Lille: STAN The MAN

/ Michał Jaśniewicz , źródło: Korespondencja z Lille, foto: AFP

Fantastyczny tenis pokazali Jo-Wilfied Tsonga i Stan Wawrinka w pierwszym meczu tegorocznego finału Pucharu Davisa. Wygrał ten drugi, bo był stabilniejszy, mniej rozchwiany i lepiej poruszał się po korcie ziemnym w Lille.

Adam Romer, korespondencja z Lille

Dla Francji Puchar Davisa znaczy coś specjalnego, wyjątkowego. Dlatego na stadionie piłkarskim stawiło się 27432 widzów, by dopingować swoich tenisistów i po raz 10 zobaczyć jak wznoszą srebrny puchar. Ostatni raz Francuzi zwyciężali 13 lat temu i Lille ma być tym miejscem, gdzie przełamią swoją niemoc. Podobne marzenia ma jednak jeszcze ktoś – Roger Federer i Stan Wawrinka. I to zdaniem licznie przybyłych, ubranych w czerwono-białe barwy kibiców Helwetów, dla nich piłkarski stadion Pierre Mauroy’a ma być szczęśliwy.

""

Pierwszy krok miał dla Francji zrobić Tsonga, ale okazało się, że to Wawrinka lepiej czuł się na specjalnie przeciw Szwajcarom usypanej mączce kortu ziemnego. Tsonga, szczególnie w pierwszym secie, sprawiał wrażenie nieco ociężałego. Szwajcar cierpliwie rozprowadzał go po korcie, by za kolejnym, niekiedy szóstym, siódmym uderzeniem dopiero kończyć rywala.

Pierwszy set poszedł błyskawicznie na konto Wawrinki. Jednak po niespełna godzinie obudził się Tsonga i ku zaskoczeniu szwajcarskich fanów (jest ich w Lille znacznie więcej niż zapowiadane dwa tysiące!) on przełamał serwis Stana w czwartym gemie i spokojnie „dowiózł” swoim serwisem seta nr 2 do końca.

""

Gdy rozgrzana takim obrotem sprawy francuska publiczność śpiewała „Allez le Blues!!!” Szwajcarzy ripostowali „Hoop Schwiz!!!”, a na korcie znów inicjatywę przejął Stan Wawrinka.

Jego niesamowity, jednoręczny bekhend ustawiał grę. Szczególnie grany po linii siał spustoszenie po stronie Tsongi. Równie często Szwajcar zdobywał bezpośrednie punkty odwrotnym forhendem, który tego dnia trafiał z regularnością szwajcarskiego (nomen omen!) zegarka w sam róg kortu. Nie byłoby jednak aż tylu „Winnerów” ze strony Szwajcara, gdyby nie jego niesamowita cierpliwość w rozgrywaniu poszczególnych wymian. Umiał poczekać, ustawić rywala, zmusić go do gry w niedoczasie, w nieprzygotowanej pozycji, by dopiero potem kończyć. Stanowi zdarzyły się nawet wyprawy do siatki w stylu „serve-and-volley”, których raczej spodziewać się można było po dysponującym świetnym wolejem Francuzie.

""

W samej końcówce meczu emocje nieco opadły, głównie z powodu wyraźnej dominacji Wawrinki. W trzecim secie Szwajcar przełamał serwis Francuza w szóstym gemie grając od pierwszej piłki niezwykle agresywnie. Szukał swoich szans przy każdym returnie i ta taktyka okazała się słuszna. Tsonga nie miał nic, czym mógłby zaszachować rywala. Co gorsza od razu na samym początku czwartego seta znów oddał swój serwis i właściwie wspólnie z ponad 20 tys. kibiców czekał już tylko na wyrok. Ten nadszedł szybko…

""

Szwajcarzy zrobili pierwszy, ale jak zapewnia kapitan Severin Luethi „na razie malutki”, kroczek w stronę pucharu.

Drugi może postawić Roger Federer w konfrontacji z Gaelem Monfilsem.


Wyniki

Francja – Szwajcaria 0:1
Jo-Wilfried Tsonga – Stan Wawrinka 1:6, 6:3, 3:6, 2:6.