Półfinały piszą czarną kartę w historii Sony Open Tennis

/ Antoni Cichy , źródło: nytimes.com/własne, foto: AFP

Historia tenisa nie pamięta sytuacji, w której rozstrzygnięcia w obu półfinałach zapadły bez żadnego punktu i de facto bez udziału tenisistów. Po kreczach Nishikoriego i Berdycha w finale Sony Open Tennis automatycznie znaleźli się Novak Djoković i Rafael Nadal.

Mina dyrektora turnieju Adama Barretta mówiła wszystko. A raczej jej popielaty kolor. Popielaty, blady, bez różnicy. Odczucia mogły być tylko jedne. Z obu zaplanowanych półfinałów rozgrywek w Miami nie doszło do ani jednego. Taki scenariusz nie jawił się chyba nawet w najczarniejszych snach. Na pocieszenie organizatorów pozostaje fakt, że do takich półfinałowych rozstrzygnięć doszło po raz pierwszy w historii ery Open. Tym samym tegoroczna edycja Sony Open Tennis zapisała się już w historii tenisa.. Tylko czy złotymi zgłoskami?

Zrozumcie, mi i moim ludziom nie jest łatwo przechodzić przez coś takiego, jak to, co wydarzyło się dzisiaj. Robisz, co w twojej mocy, i liczysz na możliwie najlepsze efekty. W minionym tygodniu doświadczyliśmy wielu znakomitych momentów, świetnych akcji, świetnych historii. Czasami jednak opowieść zmienia swoją fabułę. Tym razem sprawy przyjęły inny obrót zarówno w popołudniowej, jak i wieczornej sesji – mówił nieco podłamany Barrett.

Keia Nishikoriego z półfinałowego starcia z Novakiem Djokoviciem wyeliminowała kontuzja lewej pachwiny. Aż cisną się na usta słowa „jaka szkoda” i to w podwójnym tego słowa (wyrażenia) znaczeniu. Po pierwsze, kontuzja to kontuzja i nikomu problemów zdrowotnych się nie życzy. Po drugie, 24-latek wyeliminował wcześniej Davida Ferrera i Rogera Federera, co zwiastowało znakomitą batalię pomiędzy nim a „Djoko”. Niestety, nie doszło do niej..

Tomasa Berdycha dopadły nieco inne kłopoty – choroba układu pokarmowego. Tym oto sposobem Rafael Nadal również z miejsca awansował do finału, nie wychodząc nawet na kort. – To naprawdę pechowe, nadzwyczajne. Jest mi przykro z powodu Keia, z powodu Tomasa, z powodu całego turnieju. W szczególności natomiast z powodu fanów – skomentował rzeczywiście „nadzwyczajne” wydarzenia numer jeden na świecie.

Kibicom, którzy zakupili bilety na pojedynczą sesję, zaproponowano ich wymianę na wejściówki na przyszłoroczne zmagania. Część fanów pojawiła się jednak na korcie i podziwiała półfinałowe konfrontacje deblistek. – O 6 wieczorem otrzymaliśmy maila z informacją, ale mieliśmy już zarezerwowaną opiekunkę do dziecka. Cóż zatem począć? Jest piękna noc. Poszliśmy – mówiła Jennifer O’Neill z dzielnicy Coconut Grove.
Fanom straty – przede wszystkim te emocjonalne – zrekompensował występ słynnej Martiny Hingis w parze z Sabine Lisicki. Szwajcarsko-niemiecki duet awansował do finału na normalnej, tenisowej drodze, pokonując 6:3, 6:4 Sanię Mirzę i Carę Black.

Przed niedzielnym finałem nie pojawiają się żadne pogłoski, jakoby któryś z zawodników rozważał wycofanie z powodu kłopotów zdrowotnych. Bo o ile w piłce nożnej hat-trick często jest wręcz pożądany, w tym wypadku byłby wyjątkowo niemile widziany…