Cilić na dopingu?

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: changeovertennis.com, foto: AFP

Ciemne chmury zawisły nad tenisem. W chwilę po tym, jak ITF zdyskwalifikowała na 18 miesięcy Viktora Troickiego, w tarapaty wpadł Marin Cilić. Chorwackie media podają, że został przyłapany na dopingu.

Wszystko miało się rozpocząć pod koniec kwietnia w Monachium. Portal Jutarnji.hr (jednej z miejscowych gazet codziennych) podaje, że po przegranym meczu drugiej rundy z Ivanem Dodigiem Cilić został przebadany na okoliczność substancji niedozwolonych, a próbka dała wynik pozytywny. Co ciekawe, dwa tygodnie wcześniej w Monte Carlo Chorwat też został wytypowany do badania i przeszedł testy śpiewająco.

Wygląda na to, że przyczyną problemów tenisisty była jego nieostrożność w zażywaniu glukozy. Podobno Cilić nie miał jej ze sobą w Niemczech, ale z pomocą bliskiej osoby udało mu się ją zdobyć. Pech w tym, że Chorwat nie przeczytał ulotki, na której ponoć było ostrzeżenie dla sportowców, co spowodowało, że kilka dni później oblał testy.

Niewykluczone, że tym, którzy wyjaśnienia niespotykanej liczby kreczów i walkowerów podczas pierwszej środy Wimbledonu szukali w teoriach spiskowych, ciśnie się dziś na usta słynne „a nie mówiłem?!”. Chorwackie media twierdzą, że Cilić o pozytywnym wyniku testów z Monachium dowiedział się podczas turnieju w Londynie, w konsekwencji czego poddał mecz z Kenny De Schepperem. Kontuzję kolana możemy zatem włożyć między bajki?

Znaków zapytania jest więcej. Chorwat miałby za swoje przewinienie zostać zawieszony na zaledwie trzy miesiące. Ta decyzja wydaje się co najmniej dziwna w obliczu kary, która spadła na Viktora Troickiego. Serb nie zagra w tenisa przez 18 miesięcy nie dlatego, że został złapany na dopingu, a dlatego, że nie poddał się badaniom krwi. Coś tu chyba nie gra. Argumentacja Troickiego, że nie zgodził się na testy z powodu złego samopoczucia brzmi, co prawda, groteskowo, ale to już inna sprawa, a rozmiary kar przyznane obu zawodnikom są delikatnie mówiąc nieadekwatne do popełnionych przez nich „grzeszków”. Ale i na tym nie koniec. Według oświadczenia Chorwata dla gazety Jutarnji, mógłby on wrócić do gry już podczas turnieju w Montrealu, który startuje… 5 sierpnia. Wszystko dzięki temu, że ewentualna sankcja może mieć charakter wsteczny, a jeśli tak by się stało, zakończyłaby się tuż przed Rogers Cup w Kanadzie. W praktyce oznacza to tyle, że czas obowiązywania kary naliczałby się od momentu pobrania feralnej próbki, a Cilić w okresie od badań do wyników grał sobie w najlepsze. Wszelkie zarobione punkty i pieniądze zostałyby mu oczywiście odebrane, ale tak czy siak, Chorwat za wiele by się nie nacierpiał, skoro już za tydzień wróciłby do gry. Tak łagodny wymiar kary miałby być „nagrodą” za współpracę z ITF…

„Podobno”, „wygląda na to”, „według mediów”… Trudno ocenić, ile w tej historii jest prawdy. Póki co, wszyscy nabrali wody w usta. – Nie będziemy niczego komentować aż do momentu, w którym będziemy potrafili to skomentować – miał powiedzieć (dość filozoficznie) menedżer tenisisty, Vincent Stavaux. Milczy sam Cilić, milczy także ITF, ale tak zagmatwana reakcja menedżera nasuwa jednak myśl, że coś jest na rzeczy.

Im więcej tego typu przypadków wychodzi na jaw, tym bardziej od lat utożsamiane z tenisem pojęcie „biały sport” – czysty, wolny od niedżentelmeńskich zagrywek – traci na znaczeniu. A tego ITF, ATP i WTA na pewno pragną uniknąć i za żadne skarby nie chcieliby, aby tenis kiedyś stanął w rządku z kolarstwem. Dorzucając do tego ostatnie afery związane z lekarzami Eufemio Fuentesem i Garcią del Moralem (o czym piszemy w najnowszym numerze magazynu w artykule „Paszport na granicy uczciwości”), Międzynarodowa Federacja Tenisowa musi działać, aby hasło „biały sport” pozostało aktualne. I działa, popierając wprowadzenie dla tenisistów paszportów biologicznych, które miałyby zestawiać wyniki badań krwi i moczu zawodnika przeprowadzanych w ciągu wielu miesięcy, co z kolei na podstawie ewentualnych zmian pewnych parametrów tenisistów pozwoliłoby na wychwycenie dopingu. Nie wszyscy są jednak zwolennikami tego pomysłu i nie wiadomo w ogóle, czy projekt ten przejdzie. Nawet jeśli, to droga do tego jeszcze daleka. Jest to jednak sygnał, świadczący o tym, że ITF walczy z dopingiem.

A my czekamy, co dalej w kwestii Cilicia.