Puchar Davisa: pierwszy dzień na remis

/ Michał Jaśniewicz , źródło: Biuro Prasowe meczu Polska - Finlandia, foto: Andrzej Szkocki/PZT

Po pierwszym dniu zmagań Polacy remisują w Sopocie z Finlandią 1:1, w meczu Grupy Euro-afrykańskiej, Pucharu Davisa.

Co można powiedzieć o pojedynku, który trwał 4 godziny i 35 minut (rekord w historii startów Polski w Pucharze Davisa), w którym obaj tenisiści marnowali piłki meczowe, który wprowadzał publiczność w skrajne emocje? Można albo opowiadać godzinami, albo skwitować krótko – zadowolony zwycięzca niemal natychmiast przyszedł podzielić się z mediami swoją radością. Pokonany zamknął się w szatni i pierwsze chwile po porażce wolał przeżywać w samotności.

Na korcie w Hali 100-lecia Sopotu nie było widać różnicy między 13. niedawno tenisistą świata a graczem dopiero aspirującym do czołowej setki. Przysiężny świetnie serwował, miał odwagę, aby atakować i fantazję, aby grać nie tylko skutecznie, ale i efektownie. Temperatura spotkania rosła z każdym setem, a stan wrzenia osiągnęła dwa razy. W czwartym tiebreaku, prowadząc 7-6, Polak nie wykorzystał piłki meczowej. Nikt wtedy nie wiedział jeszcze, że jedynej. W piątym secie meczbole miał tylko Fin. Ostatniego nie zmarnował.

Michał zagrał świetnie, jak zawodnik z czołowej “50″. Był agresywny, bardzo dobrze serwował, popełniał niewiele błędów, walczył o każdą piłkę – Nieminen sypał pochwałami jak z rękawa. – Tym bardziej cieszy mnie dzisiejsze zwycięstwo.

Zapytany o ewentualny występ w jutrzejszym deblu, Fin zapewnił, że da radę. – Przygotowanie fizyczne to raczej mój atut. A wygranie takiego pojedynku, w którym musiałem na dodatek obronić meczbola, pomaga jeszcze szybciej się zregenerować.

Przysiężnemu będzie trudniej, ale on ma czas do niedzieli, bo w deblu raczej nie wystąpi. Przez godzinę, jaka dzieliła go od zakończenia meczu do rozpoczęcia konferencji prasowej, ochłonął na tyle, że na wszystkie pytania odpowiadał spokojnie, choć z trudnym do ukrycia smutkiem w głosie.

Nie wykorzystałem okazji, kiedy w czwartym secie prowadziłem 3:2 i 30-0. Gdyby wtedy nie zabrakło mi na chwilę koncentracji, to zapewne nie byłby potrzebny kolejny tiebreak. Potem miałem meczbola… Chętnie zamieniłbym go na dziesięć innych w normalnych turniejach, bo Puchar Davisa jest czymś szczególnym. Gra się przecież nie tylko dla siebie, lecz także dla kolegów, publiczności, dla kraju.

Wpis do historii polskiego tenisa – 4:35 to najdłuższy mecz naszego reprezentanta w Pucharze Davisa – wcale go nie ucieszył. Przysiężny zapewnił, że wolałby wygrać w krótszym czasie, byle tylko wygrać.

– Klucz do zwycięstwa? Mnie o to nie pytajcie. Nie wygrałem, więc nie wiem, co nim było. Aut w piątym secie? Był, i to 20-centymetrowy. Powinno zrobić się 2:2, a zrobiło 1:3. Może to kara za to, że nie wygrałem w czterech setach… – zastanawiał się nad przyczyną pomyłki sędziego liniowego. Na tej nawierzchni piłka śladu nie zostawia, nad Sopotem krążą mewy, a nie “jastrząb” z powtórkami, więc Polak nie mógł przekonać arbitrów do swoich racji. Publiczność już dawno była przekonana.

Dzień zaczął się źle, ale zakończył się dobrze. A raczej zgodnie z planem – Łukasz Kubot po dwóch godzinach i kilku minutach pokonał Henriego Kontinena i wyrównał stan meczu Polska – Finlandia. W ten sposób został zrobiony pierwszy krok w stronę Grupy Światowej Pucharu Davisa.

Pokonany Fin przyznał, że dość długo spisywał się po prostu słabo i dopiero w trzecim secie wszedł we właściwy dla siebie rytm gry. Z jego perspektywy niewiele to zmieniło; tyle tylko, że mecz ciągnął się trochę dłużej niż życzyłaby sobie publiczność. Z perspektywy trybun sprawy wydawały się całkiem proste – Kontinen dobrze serwował, ale to był jedyny argument, który mógł położyć na korcie. Na Kubota o wiele za mało.

Lider polskiej drużyny zaczął od podziękowań za doping. Bardzo go potrzebował, bo wyszedł na kort trochę zdenerwowany. – Wiedziałem, że Michał Przysiężny był o punkt od zwycięstwa nad Jarkko Nieminenem. Stąd ta presja, że powinienem zakończyć dzień na 1:1. W trzecim secie Fin fantastycznie serwował. Nie było widać różnicy w rankingu, graliśmy jak równy z równym. Wiedziałem, że muszę wytrzymać do tiebreaka i w nim szukać swojej szansy. Cieszę się, że byłem na korcie najkrócej jak się dało – podsumował Kubot.

Nic dodać, nic ująć. Może poza tym, że jutro o 13:00 kolej na deblistów.

Polska 1:1 Finlandia (Sopot)
Jarkko Nieminen (Finlandia) – Michał Przysiężny (Polska) 6:7(5), 7:6(4), 6:7(5), 7:6(7), 6:4
Łukasz Kubot (Polska) – Henri Kontinen (Finlandia) 6:4, 6:2, 7:6(5)