Wimbledon oczkiem Rolaka: o sąsiedzie, który miał przeczucia

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP

Przeczucia miał złe. Siedzący obok mnie kolega z… – no, mniejsza o to, z której gazety – co kilka minut kiwał głową i dzielił się swym, jak później przyznał, wrodzonym pesymizmem.

Zaczął, zanim jeszcze zajęliśmy miejsca na trybunach. Trochę się spóźniliśmy, mecz się zaczął, więc musieliśmy czekać do trzeciego gema. – To zły znak… – mruknął pod nosem. Udało nam się jednak podejrzeć tablicę z wynikiem. Przy stanie 2:0 dla Agnieszki Radwańskiej trochę się uspokoił, ale gdy wreszcie steward wpuścił nas na kort numer 2, było już tylko 2:1. Dobry powód do złych przeczuć.

5:1 też go zaniepokoiło. Bo szło za łatwo. No i ta Camila Giorgi. Drugim podaniem Włoszka serwowała jak Polka pierwszym. Zresztą nie tylko tak sprawiała Radwańskiej kłopoty. Nasza tenisistka chwaliła później „szybką rękę” rywalki i nawet dała się jej raz przełamać. Do prawego ucha znów wpadło mi wtedy oświadczenie o złych przeczuciach.

Ciąg dalszy nastąpił po pierwszej piłce meczowej. Optymista powiedziałby, że Giorgi ją obroniła. Pesymista – ten od przeczuć – że Radwańska ją zepsuła. Przy drugim meczbolu Włoszka popełniła podwójny błąd serwisowy. Między pierwszym a drugim podaniem przeczucia mojego sąsiada stały się neutralne. Uff…

Z ulgą odetchnął także trener Tomasz Wiktorowski. Cieszył się tak, jakby to nie była czwarta runda, nie ćwierćfinał nawet, ale co najmniej pół. Swoje obawy o wynik uzasadnił jednak nie przeczuciami, lecz konkretami. Nie podobało mu się, że kort był śliski – niby dało się na nim grać, ale bardzo utrudniał return Radwańskiej. Najważniejsze jednak, że wygrała w dwóch setach. To, co oszczędziła dzisiaj, na pewno przyda się jutro.

Maria Kirilenko na pewno potrafi więcej niż Giorgi, ale ja nie mam złych przeczuć. Odpukać!