Wimbledon oczkiem Rolaka: Polska na piątkę

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP

Najpierw kilka słów wyjaśnienia, bo nie ma obowiązku wiedzieć, że to mój 21. Wimbledon bez żadnej przerwy. 27 czerwca 1992 roku spełniło się jedno z moich zawodowych marzeń. Było pięknie – już żadnego Polaka i żadnej Polki w turnieju, więc mogłem spokojnie poznawać Wimbledon i uczyć się go rozumieć.

Jeśli ktoś wziął te słowa poważnie, to trudno – nawet Jelena Janković po porażce ma więcej poczucia humoru. W latach 90. polski tenis rodzaju męskiego na Wimbledon jeszcze się nie nadawał, natomiast kariera Magdaleny Grzybowskiej była za krótka, żeby koledzy z innych krajów zrozumieli, po co my – dziennikarze z Polski – w ogóle tu przyjeżdżamy.

Paradoks polega na tym, że wtedy bywało nas tu dwa razy więcej niż obecnie, choć emocje sprowadzały się do śledzenia występów juniorów. Dziś, po raz pierwszy w Erze Open, w turnieju głównym Wielkiego Szlema mieliśmy pięcioro singlistów i tyluż dziennikarzy. Większość na własny koszt, bo decydenci w wydawnictwach prasowych oraz stacjach radiowych i telewizyjnych nie oszczędzają tylko na swoich wynagrodzeniach.

Trzeba też pogodzić się z faktem, że polski kibic – będący także czytelnikiem, radiosłuchaczem i telewidzem – woli pozbawione wszelkich podstaw spekulacje, kto po Franciszku Smudzie oraz darmowy śpiewnik z nutami do słów „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało” w pakiecie.

A świat, oczywiście nie od razu cały, zainteresował się dzisiaj Sandrą Zaniewską. – Czy ona jest w Polsce bardzo popularna? – pytał nas chiński dziennikarz. Co mieliśmy mu odpowiedzieć? Że zna ją tylko rodzina i koledzy ze studiów?

Zaniewska przegrała, ale po meczu, którego nie musi się wstydzić. Przeciwnie – może być dumna, że potrafiła ukryć różnicę ponad 100 miejsc dzielących ją w rankingu od Shuai Peng. Przy okazji dała się poznać jako młoda, rozsądna, wiedząca czego chce kobieta. Jej pierwszy start na Wimbledonie nie musi być ostatnim.

Wygrała Agnieszka Radwańska, czego można było się spodziewać. Wygrał Jerzy Janowicz, czym sprawił małą, ale miłą niespodziankę. Wygrały Klaudia Jans-Ignacik i Alicja Rosolska, co nie było wcale takie pewne. Fajnie się zaczął mój 21. Wimbledon, prawda?