Szarapowa nie do zatrzymania

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja własna, foto: AFP

Adam Romer, korespondencja z Paryża

Szarapowa – Kvitova i Nadal – Ferrer to pary półfinałowe wyłonione w środę. Ale Polacy najbardziej ekscytowali się wydarzeniami na korcie nr 1, gdzie Klaudia Jans-Ignacik awansowała do finału miksta.

Najpierw para polsko-meksykańska musiała długo czekać na swoją szansę. Nim dostali się do turnieju czekali niemal trzy dni, podobnie przed dzisiejszym półfinałem czekali i czekali, aż ich mecz został przeniesiony z kortu im. Suzanne Lenglen na kort nr 1.

A potem poszło już z górki… Kilka rewelacyjnych returnów Klaudii, spokój Santago Gonzaleza i najważniejszy mecz w życiu, jak określiła go Klaudia, został wygrany w dwóch setach.

To niesamowita przygoda. Jeszcze kilka dni temu niewiadomo było czy załapiemy się do turnieju głównego (byli drugą rezerwową parą), a teraz jesteśmy w finale. Wielka zasługa w tym mojego partnera Santiago. Tak spokojnego człowieka chyba nie ma na świecie. Nawet po złym zagraniu nie powiedział mi złego słowa. Po prostu dziś wygrał lepszy „team”. Nie mówcie do mnie finalistka wielkiego szlema, bo zupełnie to do mnie nie dociera… To absolutnie największy sukces i chyba jeszcze nie do końca zdaję sobie sprawę z tego wyniku – mówiła po meczu Klaudia Jans-Ignacik.

Wcześniej też się działo na kortach Rolanda Garrosa.

Popis gry dała Maria Szarapowa . Po środowym ćwierćfinale nie pozostawia wątpliwości kto jest głównym kandydatem do odniesienia zwycięstwa w sobotnim finale pań. Rosjanka jest doskonale dysponowana i pokazała to w meczu ze znaną z siłowej gry Estonką.

Z tak defensywnie usposobioną rywalką trzeba od początku grać bardzo ofensywnie. Takie miałam założenie – wyjaśniała Rosjanka tuż po meczu.

Każda piłkę, którą Kanepi uderzała mocno, Szarapowa posyłała na drugą stronę siatki jeszcze mocniej, na każde przyspieszenie gry przez Estonkę odpowiadała jeszcze szybszą piłką. Nic dziwnego, że chłodna z natury Kanepi zaczęła okazywać swoim zachowaniem na korcie bezradność. Po kolejnych wygranych piłkach rywali rozkładała tylko ręce i coraz głośniej mówiła coś pod nosem. Po estońsku, co mogli zrozumieć tylko nieliczni jej fani pomalowani w barwy niebiesko-czarno-białe.

Tymczasem mowa ciała Rosjanki była aż nadto wyraźna. Po każdym wygranym punkcie podnosiła w górę zaciśniętą piąstkę lewej dłoni i jeszcze długo po przyznaniu jej punktu trzymała ją zaciśniętą. Widać było, że liczy się dla niej tylko zwycięstwo i to jak najszybsze. Ostatecznie pokonanie Estonki zajęło jej 74 minuty.

Lubię Paryż, charakter tego miasta, publiczność, która jest niezwykle wymagająca i chciałabym wreszcie tu wygrać… – żartowała na pomeczowej konferencji.

Jeśli Szarapowa awansuje do finału zostanie 11 czerwca nową liderką światowego rankingu WTA.

To tylko statystyka. Oczywiście daje mi to dodatkową motywację przed półfinałem, ale by tam dojść musiałam wygrać pięć poprzednich pojedynków, wiec nie jest z tym u mnie źle – mówiła Rosjanka i dodawała, że spodziewa się w półfinale niezwykle zaciętego pojedynku.

Podczas gdy na korcie Philippa Chartiera Szarapowa wybijała tenis z głowy Estonce Kanepi na drugim co do ważności korcie Suzanne Lenglen toczył się prawdziwy bój dwóch równorzędnych tenisistek.

Nieoczekiwanie opór leworęcznej Petrze Kvitovej stawiła Jarosława Szwedowa, Rosjanka startująca w barwach Kazachstanu.

Urodzona moskwianka zagrała chyba swój najlepszy mecz w tegorocznym turnieju, ale na rozkręcającą się z gema na gem Kvitovą okazało się to za mało. Szczególnie na zabójcze ataki Czeszki po linii, zarówno z forhendu, jak i z bekhendu Szwedowa nie była w stanie znaleźć recepty.

Mniej emocji tym razem dostarczyli panowie.

Najpierw Rafael Nadal szybko, w trzech setach rozbił rodaka Nicolasa Almagro, a niewiele dłużej (jednego seta) trwał pojedynek ich rodaka Davida Ferrera z wychowanym w Hiszpanii Szkotem Andy Murray’em.

Temu ostatniemu nie pomógł nawet wspierający go z jego loży zawodniczej Ivan Lendl.