My name is Murray, Andy Murray

/ Maciej Weber , źródło: Archiwum Tenisklubu, foto:

 


Przed wyjazdem do Hollywood – ups, raczej na Flushing Meadows – Andy Murray znalazł chwilkę dla fotografów amerykańskiej edycji „Vogue’a”. Tenisista, prywatnie raczej nieśmiały niż pewny siebie, wcielił się w postać Jamesa Bonda. Nie bez kłopotów, bo – jak sam przyznał – nie wiedział nawet, jak zawiązać muchę. A skąd miał wiedzieć, skoro w szafie w ogóle nie ma smokingu, a na co dzień nosi trochę rozciągnięte t-shirty i dobrze wytarte dżinsy…
Szkot napisał na twitterze, że pozowanie podobało mu się bardzo, a jego efekt – jeszcze bardziej.