Roland Garros. Deszcz wstrzymał Hurkacza, Sandgren nie był w stanie

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Hubert Hurkacz w pierwszych dwóch setach meczu z Tennysem Sandgrenem pokazał, że debiutancka trema jest mu obca. Niestety, w najgorszym możliwym momencie, kiedy prowadził 6:2, 6:2, spadł deszcz.

Jeśli ktoś miał marzyć, żeby paryskie korty złośliwie zrosił deszcz – to mógł być tylko Sandgren. A jeśli ktoś pokładał nadzieję, że wiatr przegoni chmury – to był Hurkacz. Wrocławianin przez pierwsze dwa sety wielkoszlemowego debiutu nic sobie nie robił z tego, że on w takiej sytuacji znalazł się po raz pierwszy, a przeciwnik osiągnął już ćwierćfinał Australian Open.

Po czterech gemach 21-latek prowadził 4:0. Seta wygrał 6:2. W pierwszym zdominował początek, w drugim końcówkę, odskakując od stanu 3:2. Wygrywał podanie swoje i przeciwnika. Przez dwie partie skończył nieco mniej piłek niż przeciwnik, ale rzadziej się mylił. Kiedy trafiał pierwszym podaniem, a trafiał z 62-procentową skutecznością, jego łupem padały cztery na pięć piłek. Od Sandgrena Hurkacz też lepiej returnował. Spisywał się lepiej pod każdym względem, w każdej statystyce przewyższał Amerykanina.

Kiedy wydawało się, że Amerykanin nie znajdzie sposobu na wrocławianina, że Polak wciąż będzie poczynał sobie jak w transie, Sandgrena uratował deszcz. Ale do drugiej rundy drogę znacznie krótszą – o dwa sety – wciąż ma Hurkacz.