Wimbledon: Nie ma, że boli

/ Artur St. Rolak , źródło: Korespondencja z Wimbledonu, foto: AFP

Kontuzje i infekcje mogą o sobie przypominać przed meczem, po meczu mogą dokuczać ze zdwojoną siłą, ale na korcie nie ma, że boli. Na korcie – a zwłaszcza centralnym na Wimbledonie – w Agnieszkę Radwańską wstępuje nowy duch.

Dzisiejsze wydanie programu turniejowego było wybrakowane. We wstępniaku zapowiadającym najciekawsze wydarzenia soboty autor nawet się nie zająknął na temat jedynego meczu singla kobiet z udziałem dwóch rozstawionych tenisistek – Agnieszki Radwańskiej (nr 9) i Timei Bacsinszky (nr 19).

Nie wiadomo, czy to właśnie z tego powodu trybuny nie zostały wypełnione do ostatniego krzesełka. Na pewno nie zabrakło nikogo z zaproszonych dziś do Loży Królewskiej. Nowa świecka tradycja turnieju została wpisana właśnie do programu na sobotę – tego dnia na Wimbledon są zapraszani wybitni reprezentanci Wielkiej Brytanii w innych dyscyplinach sportu. Bardzo przyjemny zbieg okoliczności, bo Radwańska – o czym opowiada w już drukującej się biografii – bardzo lubi oglądać na żywo każdy rodzaj sportu. Trudno uwierzyć, że jej dzisiejszy występ mógłby się nie spodobać gościom specjalnym.

W pierwszym secie Polka igrała z ogniem. Próbowała przekonać siebie, swoich trenerów i całą widownię, że bekhend Szwajcarki jest przereklamowany. Dopiero wynik 6:3 dla Bacsinszky, i to z podwójnym przełamaniem, skłonił Radwańską do zmiany taktyki. Zaczęło się nękanie forhendu i wyprawy do siatki. Nie wszystkie akcje w tym stylu kończyły się zdobyciem punktu, ale i tak zarysowała się niewielka przewaga „Isi”.

W przerwie między drugą a trzecią partią Szwajcarka poprosiła o pomoc medyczną. Nie był to wybieg taktyczny, lecz faktyczna potrzeba. Bacsinszky wróciła na kort z obandażowanym lewym udem, którego ból wyraźnie utrudniał jej serwis i przeszkadzał przy innych uderzeniach. Radwańska zdobywała statystycznie dwa z trzech kolejnych punktów raz po swoich dobrych, często również bardzo efektownych zagraniach, raz po rażących błędach rywalki.

Polka zrewanżowała się za obie dotychczasowe porażki, a przy okazji podtrzymała passę zaczętą 10 lat temu. Od 2007 roku (wimbledoński debiut Szwajcarki) Radwańska ani razu nie odpadła z turnieju wcześniej niż Bacsinszky.

Teraz pora na wyrównanie części rachunków ze Swietłaną Kuzniecową.

Artur St. Rolak. Korespondencja z Wimbledonu