Roland Garros: dzień deblowy

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Paryża, foto: AFP

Dla Polaków czwarty dzień tegorocznego Rolanda Garrosa upłynął pod znakiem emocji deblowych. Cały świat emocjonował się w tym czasie występami faworytów do tytułu: Rafaela Nadala, Novaka Dżokovicia i Dominika Thiema.

Kłopot w tym, że w meczach faworytów emocji było tyle co kot napłakał. Zarówno Hiszpan, jak Serb i Austriak zgodnie wygrali po trzy sety i przeciwników odesłali do domów. Znacznie ciekawiej było pospacerować na bocznych kortach, gdzie obok polskich meczów deblowych, które zgromadziły sporą publiczność (wcale nie w większości polską), działo się dużo.

Ta dziewczyna sporo potrafi. Dobrze się rusza, jest sprytna, będzie grać – mówił Piotr Woźniacki obserwując wyczyny Catherine „Cici” Bellis. 17-letnia Amerykanki radziła sobie dzielnie w starciu z ubiegłoroczną półfinalistką Kiki Bertens z Holandii.

Jego obecność na tym meczu była nieprzypadkowa, bo tata-trener obserwował potencjalną rywalkę swojej córki. Wiedział co robi, bo Carolinie Wozniacki błyskawicznie odprawiła inną młodą gwiazdeczkę Kanadyjkę Francoise Abandę. Polska Dunka nie dała rywalce nawet ugrać gema, ale z Cici Bellis już tak łatwo nie powinno być. Amerykanka zdaje się wyrastać na nową gwiazdę amerykańskiego tenisa kobiecego. Już jest na 48. miejscu w rankingu WTA, a po występach w Paryżu na pewno to miejsce poprawi .- Trzeba będzie na nią uważać – dodał tata Woźniacki nim czmychnął przygotowywać córkę do meczu.

Emocji zabrakło także we wznowionym pod koniec czwartego seta meczu Jo-Wilfrieda Tsongi z Renzo Olivo. Francuz z Argentyńczykiem zagrali tylko jednego gema. Tyle potrzebował ten mniej znany, by dokończyć mecz z faworytem gospodarzy. Zawód wielki, ale Tsonga w tym roku jest w dołku i w niczym nie przypomina zawodnika, który walczył tu kiedyś o finał.

Na szczęście dla Francuzów mają jeszcze kilku zawodników w obu drabinkach singlowych, więc ból po stracie Tsongi jakoś ukoją podczas pojedynków 12 tenisistów, których na ten moment mają jeszcze w grze (środa, godz. 17.15). Co za to mają powiedzieć Niemcy, którzy rozpaczają nad fatalnym występem swoich. Z „13-stki”, która stanęła na starcie turniejów singlowych zostało im po pierwszej rundzie zaledwie dwoje i to raczej jest nie ta dwójka, o której wszyscy myśleli. Bo kto by pomyślał, że Carina Witthoeft i Tatjana Maria będą dłużej grać w Paryżu niż Andżelika Kerber i Alexander Zverev?

Dla polskich kibiców najważniejsze były jednak mecze deblowe, a te przyniosły niespodziewanie dużo emocji. Zaczęło się od trzech setów i decydującego tie breaka Magdy Linette i Any Konjuh. Potem była udana pogoń Marcina Markowskiego i Eduarda Roger-Vasselina.

Następnie najbardziej emocjonujący mecz debla kobiecego w moim zawodowym życiu, gdy Alicja Rosolska i Nao Hibino pokonały po szalonym meczu z 10 meczbolami (czterema obronionymi, pięcioma zmarnowanymi i ostatnim wykorzystanym) parę Jelena Janković/Coco Vandeweghe. Aż wreszcie, niejako na zakończenie dobrego deblowego dnia Polaków Łukasz Kubot z Marcelo Melo, znów goniąc od początku do końca, wygrali z groźną parą gospodarzy w trzech setach. Jednym słowem Polska deblem stoi.

Jutro za to liczyć się będzie tylko singiel. Obie Polki zagrają jako pierwsze (od 11.00): Agnieszka Radwańska z Alison Van Uytvanck na korcie Suzanne Lenglen, a Magda Linette z Aną Konjuh na korcie nr. 17.

Adam Romer, Korespondencja z Paryża