Andrzejewski: takie coś nie zdarzyło się nigdy w historii

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: PZT

Zaskoczenie i smutek – to reakcja byłego działacza PZT Wojciecha Andrzejewskiego na wieść, że w wyniku nieprawidłowości PZT musi zwrócić MSiT prawie 300 tysięcy złotych. – To nie jest dobra wiadomość dla polskiego tenisa – nie ukrywa w rozmowie z "Tenisklubem".

W wystąpieniu pokontrolnym Ministerstwu Sportu i Turystyki nakazało Związkowi zwrócić 299 399,70 złotych z dotacji. To wynik licznych uchybień, które MSiT szczegółowo opisuje we wspomnianym dokumencie (w formacie PDF).

Z taką sytuacją nie spotkał się Wojciech Andrzejewski. W listopadzie zrezygnował z funkcji Członka Zarządu, ale wcześniej przez niemal dwie dekady należał do Związku. – Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to to, że takie coś nie zdarzyło się nigdy w historii. Pracowałem w Polskim Związku Tenisowym przez 17 lat. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek musieli oddawać choćby jedną złotówkę z powodu braku nadzoru, bo tak bym to określił – opisuje swoje doświadczenia były Dyrektor Sportowy PZT.

Jestem zaskoczony. W pewnym sensie związek zmarnował 300 tysięcy. Musi to teraz wyłożyć z własnej kieszeni. Wielka szkoda. Niezależnie od konotacji, polityki sportowej, to nie jest dobra wiadomość dla polskiego tenisa – przyznaje Andrzejewski. – Nie spodziewałem się, że akurat tu ktoś czegoś nie przypilnuje. To są działania, które powtarza się od lat według określonego schematu. Zawsze należało się spodziewać, że ministerstwo przeprowadzi bardziej szczegółową kontrolę.

Wieloletni działacz PZT stara się znaleźć przyczyny zaistniałej sytuacji. – Wydaje mi się, że obecnie nie ma najlepszych kontaktów na linii związek-ministerstwo. Jeśli w przeszłości pojawiały się jakiekolwiek problemy z rozliczeniem, bo przecież mogą się zdarzyć, to były rozwiązywane w duchu sportu, z korzyścią dla sportu. Czasami trzeba było posypać głowę popiołem, dostosować się do zaleceń urzędników, ale z drugiej strony należy pamiętać, że nie mówimy o zwykłych urzędnikach, to są sportowcy. Wiedzą, co oznacza strata finansowa dla związku. Zawsze udało się wypracować wspólne rozwiązanie – mówi w rozmowie z „Tenisklubem”. – Dlaczego teraz się nie udało? Mogę tylko domniemywać, że obecne władze związku lekceważą kwestię ministerstwa, a bądź co bądź to ministerstwo jest największym sponsorem związku.

W listopadzie po 17 latach Andrzejewski opuścił Związkową łódź i zaprzestał współpracy z jej sternikami. Już wtedy na PZT spadła krytyka w związku z kontrolą MSiT, ale wśród oskarżonych o nadużycia ani razu nie pojawiło się jego nazwisko. – Jednym z powodów mojej rezygnacji było to, co działo się na zarządach. Nie podobał mi się sposób procedowania pewnych spraw; to, że niektórzy członkowie zarządu nie są w ogóle przygotowani, nie czytają materiałów. Określiłbym to mianem radosnej twórczości. Ogólnie rzecz biorąc, bałaganem – wraca do swojej rezygnacji Andrzejewski.

Przedstawiciele PZT na czele z Jackiem Muzolfem zapowiedzieli odwołanie (więcej w tekście: Prezes PZT: zamierzamy się odwołać).