Radwańska w Eastbourne …sprzedaje bilety
Agnieszka Radwańska ma w Eastbourne sporo czasu. W pierwszej rundzie nie grała, w drugiej skończyła mecz szybciej. Dopilnowała więc, żeby jej pojedynek z Eugenie Bouchard obejrzało jak najwięcej osób.
Pańskie oko konia tuczy – mówi stare porzekadło. Jak zadbać, żeby trybuny nie świeciły pustkami, żeby bilety sprzedawały się jak ciepłe bułeczki? Wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie!
Szczęśliwy, kto przyszedł po wejściówkę we wtorkowe popołudnie. Taki bilet to pamiątka na całe życie. Obejrzeć najlepsze tenisistki na korcie, miłe. Ale odebrać przepustkę z rąk jednej z nich – to dopiero frajda!
Radwańska, jak gdyby nigdy nic, siadła we wtorek za biurkę i sprzedawała bilety. Też jak gdyby nigdy nic. Może być pewna, kto zamierzał w środę kibicować Bouchard, a we wtorek przyszedł po bilet, zmieni zdanie.
To, że autografy pojawiły się na kilku wejściówkach, wątpliwości nie budzi. Ale czy napiwki były? Takiej sprzedawczyni to aż nie wypada poskąpić!