Tianjin: finał szczególnej wagi

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

To nie pierwszy w tym sezonie finał, w którym zagra Agnieszka Radwańska. Ale zdecydowanie najważniejszy, bo może przypieczętować to, o czym mniej lub bardziej śmiało mówi się od kilku dni: awans do WTA Finals.

W Eastbourne Polka grała o przełamanie, o dobry sygnał przed Wimbledonem. Zadziałało. W Tokio już liczyło się punkty w kontekście mistrzostw WTA, bo żadna wielka impreza, poza tą singapurską rzecz jasna, nie została. W Tianjinie to już niekwestionowany priorytet. Ale mimo tego niedzielne spotkanie z Danką Kovinić nie urasta to meczu o być albo nie być w Singapurze. Nawet gdyby Agnieszka nie pokonała rywalki, w co trudno uwierzyć, jej awans do WTA Finals to raczej kwestia czasu.

Nie podobny scenariusz się jednak nie zanosi. Młoda tenisistka z Czarnogóry już zrobiła w Tianjinie coś wyjątkowego, już zapisała się na stałe w historii kraju jako pierwsza finalistka, a wcześniej i półfinalistka turnieju WTA. Dla niej będzie to całkiem nowa sytuacja. Na pewno odczuje tremę, ale nie presję. Skazuje się ją na porażkę, a to działa tylko na jej korzyść. Nic nie musi, swoje w Tianjinie osiągnęła.

Nikt Kovinić nadziei też nie odbiera, ale zdecydowanie poważniej jej kandydaturę brałoby się w kwietniu czy maju, kiedy Polka borykała się z kryzysem, a ulec mogła każdej rywalce. Teraz to rozpędzona „Ninja”, przed którą drży każda tenisistka. Zwycięstwa takie jak to nad Karoliną Pliszkovą robią wrażenie, wynik idzie w świat. Wynik i styl, bo dwie ostatnie piłki półfinału Radwańska rozegrała koncertowo. Nagrodę za najlepsze zagranie października pewnie też zgarnie. Właściwie to pozostaje pytać, nie „czy Radwańska?”, ale „za którą akcję?”.

Azja krakowiance wyjątkowo przypadła do gustu. Korty w Tokio szczególnie sobie upodobała, co potwierdzał sam Tomasz Wiktorowski. Ale teraz po prostu nie wypada mówić, że w Tianjinie to zasługa nawierzchni. Wróciła stara, dobra Agnieszka, która zachwyca się cały świat i która walczy o 16. tytuł w karierze. Nikogo nie powinno dziwić, jeśli Kovinić, jak Bencic przed kilkoma tygodniami, powie, że „Isię” oglądać uwielbia, ale grać przeciwko niej.

Czarnogórka dokładnie za miesiąc skończy 21 lat. W światowym rankingu zajmuje jeszcze 75. miejsce. W poniedziałek znajdzie się przynajmniej w Top 60 i do pierwszego w karierze i, co trzeba podkreślać, w historii kraju finału dorzuci życiowy ranking. To jedna z tych dziewczyn, które w niedalekiej przyszłości mogą namieszać. Lekcja dobrego, ba, najlepszego tenisa na pewno jej się przyda. A my, wolni słuchacze i obserwatorzy, też z miłą chęcią obejrzymy pokaz najwyższych lotów.

Parafrazując słowa piosenki Andrzeja Dąbrowskiego, do Singapuru jeden krok. Początek finałowego pojedynku o 8 czasu polskiego.