Korespondencja ze Szczecina: siedmiu wspaniałych

/ Maciej Pietrasik , źródło: Korespondencja ze Szczecina, foto: Andrzej Szkocki/pekaoszczecinopen.pl

Nie pięciu, lecz siedmiu Polaków zobaczymy w singlowym turnieju Pekao Szczecin Open. W stolicy Pomorza Zachodniego przez eliminacje przebrnęli Maciej Rajski i Mateusz Kowalczyk. Ten pierwszy podkreślał, że to jego największy sukces w karierze.

Ze Szczecina, Maciej Pietrasik

To nie kort centralny, lecz drugi co do ważności kort numer jeden był miejscem, któremu towarzyszyły zdecydowanie największe emocje. Wszystkiemu winni byli przede wszystkim Maciej Rajski i Filip Dawidienko, którzy nie grali może pięknie w tenisa, ale woli walki z pewnością nie można im odmówić. Polak stanął przed szansą pierwszego awansu do turnieju głównego ATP Challenger Tour w karierze, przez co zaczął mecz wyraźnie usztywniony, a pierwszą partię przegrał 4:6.

Długo wszystko wskazywało na to, że Rosjanin wygra pojedynek w dwóch setach. Dwukrotnie miał przewagę przełamania, a przy 4:4 i serwisie Rajskiego zrobiło się 15-40. Pierwszego break pointa Polak wybronił dość łatwo, przy drugim byliśmy świadkami najdłuższej i najładniejszej akcji meczu. Wygrał ją Rajski, po chwili utrzymał serwis, przełamał rywala i zwyciężył 6:4. Po spotkaniu zgodził się z tym, że właśnie to był decydujący moment pojedynku.

Trzecia odsłona nie była jednak łatwa. Wręcz przeciwnie – Dawidienko zaczął od przełamania, lecz Rajski natychmiast odrobił starty i wyszedł na prowadzenie 2:1. Wówczas poprosił o przerwę medyczną, która na chwilę mu pomogła. Zrobiło się 4:1, gdy o wizytę fizjoterapeuty poprosił narzekający na ból biodra Dawidienko. Po niej wygrał dwa gemy z rzędu (mimo prowadzenia Rajskiego 4:2, 30-0). Przy 4:3 i serwisie Rosjanina Rajski miał szansę na kolejne przełamanie. Przy break poincie Dawidienko wygrał jednak jedną z najdłuższych wymian meczu, a Polaka zaczęły łapać skurcze.

Mimo to przełamanie Rajskiemu udało się wywalczyć, ale gdy serwował na wygraną w meczu, znów dał rywalowi odrobić stratę breaka. Mnóstwo emocji było również w ostatnim gemie – przy pierwszym meczbolu Dawidienkę uratowała taśma, po której prześlizgnęła się piłka po woleju. Przy drugim Rajski wyrzucił return w aut, ale powiedzenie „do trzech razy sztuka” sprawdziło się idealnie. Polak wygrał 4:6, 6:4, 6:4 i awansował do turnieju głównego, w którym zmierzy się z Julienem Cagniną.

To jest troszkę inna ranga turnieju, myślę, że to jest mój największy sukces po finale w Koszalinie. Na pewno wydłużałem wymiany, bo w pierwszym secie grałem trochę za krótko. To pasowało Dawidience. Myślę, że wydłużenie, zmiany rytmu, w tym przypadku przyniosło skutek. Nie patrzyłem na to, z kim mogę grać. Chcę się zregenerować i być w pełni sił. Mam nadzieję, że swój mecz będę rozgrywał we wtorek – powiedział po meczu Rajski.

Tak rzeczywiście będzie, bo w singlu z Polaków zagra w poniedziałek jedynie Grzegorz Panfil, którym w meczu dnia zmierzy się z Maxime Teixeirą. Na chwilę wróćmy jednak do niedzieli, bo Rajski nie był jedynym Polakiem, który awansował do turnieju głównego z eliminacji. Ta sztuka po raz drugi z rzędu udała się Mateuszowi Kowalczykowi, dla którego są to pierwsze singlowe punkty w tym roku. Mecz z Janem Kuncikiem nasz reprezentant zaczął od przełamania, dzięki czemu wygrał w secie otwarcia 6:4.

Druga partia to przestój Kowalczyka, który przegrał dość szybko – 1:6. Trzecia odsłona to pewne serwisy obu tenisistów, jeśli nie weźmiemy pod uwagę szóstego gema. Właśnie wtedy Kuncik popełnił dwa podwójne błędy, mylił się przy siatce i z linii końcowej, przez co dał się przełamać, a Kowalczyk wygrał 6:4, 1:6, 6:3. Jego głośne „come on” w końcówce meczu słychać było chyba w połowie Szczecina, a Błażej Koniusz długo puszczał swojemu podopiecznemu filmik z jego radością. Kto wie, może taka forma motywacji pomoże mu w pierwszej rundzie turnieju głównego? W starciu z Marco Checchinato Polak faworytem z pewnością nie będzie.

Widzę, że to eliminacje jestem w stanie przechodzić, niestety to był mój pierwszy turniej singlowy w tym roku, głównie przez kontuzje. To jednak nie jest ta gra, o której myślałem. To nie jest ta gra, jaka była w zeszłym tygodniu. Mam trenera ze sobą, więc będziemy pracować nad mankamentami. Wierzę, że sprawię jakąś niespodziankę w turnieju głównym. Dużo pracujemy nad wieloma elementami, ale nie ukrywam, że skupiamy się na deblu, dlatego w tym singlu to wszystko nie wychodzi tak jak powinno – powiedział po meczu Kowalczyk.

Pozostali Polacy grali dziś bez większych sukcesów, choć Karol Drzewiecki był bliski sprawienia niespodzianki i urwania seta Artemowi Smirnowowi. W pierwszej partii mieliśmy tiebreaka, w drugiej nasz reprezentant prowadził już 4:1 z dwoma przełamaniami, ale od tego momentu nie wygrał już gema. Przeszkadzało mu wszystko, łącznie z sędzią. – Ty jesteś za mną, czy za nim? – można było usłyszeć od sfrustrowanego Drzewieckiego. Humor nie dopisywał też Andriejowi Kapasiowi. Nic dziwnego – nie tylko przegrał z Robinem Kernem, ale doznał też kontuzji kolana, przez którą cały dzień utykał.

Pod znakiem zapytania stoi więc deblowy występ Kapasia, który wspólnie z Marcinem Gawronem ma zagrć już jutro. W deblu powinniśmy także zobaczyć Kamila Majchrzaka i Jana Zielińskiego (ogółem w drabince jest dziewięciu Polaków), a w singlu zagra wspominany już Panfil. To wszystko będzie miało miejsce tylko wtedy, gdy planów nie pokrzyżuje pogoda. A prognozy nie są niestety optymistyczne…


Wyniki

Finał eliminacji:
Robin Kern (Niemcy, 5) – Andriej Kapaś (Polska, 2, WC) 6:3, 6:2
Artem Smirnow (Ukraina, 3) – Karol Drzewiecki (Polska, 7) 7:6(2), 6:4
Maciej Rajski (Polska, 6) – Filip Dawidienko (Rosja, 4) 4:6, 6:4, 6:4
Mateusz Kowalczyk (Polska, 8, WC) – Jan Kuncik (Czechy) 6:4, 1:6, 6:3