Korespondencja z Paryża: Turniej już bez Agnieszki

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Paryża, foto: Peter Figura

Miał być pojedynek polsko-niemiecki w drugiej rundzie Rolanda Garrosa i będzie, tyle że nie ten, o którym wszyscy mówili. Najpierw bowiem Paula Kania pokonała Monę Barthel, a potem, ku rozpaczy polskich kibiców, Agnieszka Radwańska uległa Annice Beck. Przyczyny porażki tłumaczyła na różne sposoby.

Adam Romer, korespondencja z Paryża

O tym, że czerwona mączka nie jest jej ulubioną nawierzchnią nie musiała nikogo przekonywać, o tym, że rywalki przestały się jej bać też. Ciekawa była jej odpowiedź na pytanie jednego z amerykańskich dziennikarzy: "May be I’m getting older?"

Na końcu przyznała jednak, że także zdrowotnie nie jest do końca wszystko w porządku. – Może trochę przedobrzyłam, coś się zapaliło, jedno, drugie, trzecie i poszło – powiedziała dość tajemniczo, a dopytywana przyznała tylko, że stało się to już podczas treningów w Paryżu.

Obserwując mecz z Beck trudno nie było odnieść wrażenia, że rzeczywiście Polka ruszała się dużo słabiej niż przez lata przyzwyczaiła swoich kibiców. Niemka wygrała większość skrótów, bo Agnieszka do niech po prostu nawet nie startowała.

Miałam nadzieję, że po wygraniu drugiego seta jakoś to pójdzie, ale się nie udało – przyznała rozczarowana. W pewnych kwestiach była jednak stanowcza: – Mam najlepszy możliwy sztab trenerski na ten moment i nie rozważam żadnych zmian.

W zupełnie innym nastroju przebiegła pomeczowa konferencja prasowa Pauli Kani. Polka pokonała notowaną o ponad sto miejsc wyżej Niemkę Monę Barthel i wyluzowana przyszła na spotkanie z prasą.

To był rzeczywiście dobry mecz i strasznie się cieszę, że go wygrałam – opowiadała, przyznając jednocześnie, że nawet nie zdążyła policzyć zdobytych punktów (+100) i wygranych pieniędzy (50 tys. euro), ani nie ma pojęcia jaki awans jej to zapewni (Kania awansuje w okolice 128. miejca).

Opowiadała, że wreszcie może być zadowolona ze swojego występu w Wielkim Szlemie. Ani ubiegłoroczny start na Wimbledonie (porażka z Na Li), ani na US Open (fatalna porażka z mało znaną Chinką Qiang Wang) nie dały jej zwycięstwa.

Teraz je mam i nie zamierzam na nim poprzestać – przyznała sosnowiczanka, dodając, że jest jej wszystko jedno z kim będzie teraz grać. – I tak, to nie ja będę faworytką. Czy z Agnieszką czy z Annicką, to obie mają lepszy ranking – mówiła nie wiedząc, że w tym czasie Radwańska przegrywała pierwszy set z Niemką.

Jedyną korzyścią z tak niespodziewanie zakończonych meczów z udziałem Polek jest fakt, że nikt w kraju nie będzie miał wątpliwości komu kibicować podczas środowego pojedynku.