J-23 nadaje z SW19: Strefa ciszy

/ Artur St. Rolak , źródło: Korespondencja z Wimbledonu, foto: AFP

Wielki mur krakowski trzyma się mocno, a kort numer 2 nadal jest położony w odległym kącie All England Lawn Tennis Clubu (patrz wczorajszy meldunek). Konkretnie w południowym, gdzie Church Road spotyka się z Somerset Road, a zaraz za ogrodzeniem mieszkają ludzie, dla których The Championships są albo źródłem dodatkowych dochodów, albo zakłócają spokój.

Artur St. Rolak z Wimbledonu

Zakłócanie spokoju polega z grubsza na tym, że przed domami codziennie w tę i z powrotem paradują tłumy kibiców. Jeszcze do zniesienia. Trudniej wytrzymać, kiedy na korcie numer 2 gra taka tenisistka jak Michelle Larcher de Brito.

Kiedyś wróżono jej wielką przyszłość, ale chyba tylko dlatego, że jako miejsce zamieszkania wpisuje Bradenton. Ten adres mówi o jej tenisie praktycznie wszystko – siła jest wszystkim, a na subtelności już brakuje miejsca. Dokładnie odwrotnie niż w przypadku Agnieszki Radwańskiej.

Polka zaczęła – jak na standardy całego meczu – słabo, ponieważ pozwoliła rywalce prowadzić 2:1, i to z przełamaniem. Wtedy mogło się jeszcze wydawać, że Portugalka stęka jakby ciszej niż zwykle. Akurat pod tym względem dorównuje najlepszym, czyli Marii Szarapowej i Wiktorii Azarence. Tenisowo jest jednak mocno niedouczona.

Z gema na gem de Brito grała coraz głośniej, a Radwańska skuteczniej. Okoliczni mieszkańcy odetchnęli z ulgą po kolejnych 11 gemach, wszystkich zapisanych na konto Polki. Jeśli oglądali mecz w telewizji, to do podziękowań za uciszenie Portugalki powinni dołożyć także wyrazy uznania za pokaz tenisa, jakiego nie ogląda się codziennie.

Na tym samym korcie godzinę wcześniej dokończy3ł pracę, rozpoczętą przed czwartkowym deszczem, Jerzy Janowicz. Z jego konferencji prasowej warto zapamiętać jedynie zdanie o tym, jak ludzie z obozu Lleytona Hewitta chcieli go, czyli „Jerzyka”, wyprowadzić z równowagi. No to ich uciszał najlepiej jak umie, a najskuteczniej zrobił to w piątym secie – serwis, dropszot, punkt, zaciśnięta pięść i głośne „C’mon” pod adresem rywala i jego kompanii.

Komentator BBC zauważył, że ekspresyjne reakcje Polaka, nawet bardziej ekspresyjne niż dobrze znanego z tej strony Australijczyka, nie mieszczą się w żadnym znanym mu, znaczy komentatorowi, scenariuszu. Ważne, że zabrzmiało to bardziej jak pochwała niż zarzut.