J-23 nadaje z SW19: Wielki mur krakowski

/ Artur St. Rolak , źródło: Korespondencja z Wimbledonu, foto: AFP

Do powiedzenia, że „każdy dobry uczynek musi być ukarany” (pozdrowienia dla red. Krzysztofa Siemieńskiego i całego śp. „Expressu Wieczornego”), można, a nawet należy dopisać ciąg dalszy: „a lenistwo nagrodzone”.

Artur St. Rolak z Wimbledonu

A było to tak. Siedzimy sobie przy biurkach i na monitorach oglądamy mecz Jerzego Janowicza z Lleytonem Hewittem. Usprawiedliwiamy się, że w razie czego możemy obejrzeć powtórki i rzucić okiem na statystykę. Prawda jest jednak taka, że kort numer 2 leży najdalej od biura prasowego i jakoś nie chce nam się przeciskać między kibicami.

Siedzimy więc sobie przy biurkach i oglądamy na monitorach, jak Janowicz wygrywa kolejno cztery gemy i pierwszą partię. Słyszymy „Excuse me” z akcentem zdradzającym nieangielskość i pytanie, czy jesteśmy z Polski. Jesteśmy. Po następnym pytaniu zgadujemy, że pyta Portugalczyk. Czy rozmawialiśmy wczoraj z Agnieszką Radwańską? Jasne, przecież czasem odrywamy się od biurek i drepczemy do salki konferencyjnej. Czy pytaliśmy ją o Michelle Larcher de Brito? Już nie pamiętamy, więc udajemy, że tak. Co mówiła o jutrzejszym meczu? To co zwykle – że będzie trudny.

Za te banały Portugalczyk odwdzięczył się nam pyszną relacją ze swojej rozmowy z de Brito. Panna Michelle powiedziała mu, że „mecz z Radwańską jest jak gra z Wielkim Murem Chińskim”, bo gdzie by nie uderzyć, każda piłka wróci. Podziękowaliśmy, pożegnaliśmy i zabraliśmy się do pisania. Jeśli przejrzycie jutrzejsze gazety, to prawie w każdej znajdziecie wzmiankę o murze. W kącie pod oknem siedzi sobie przy biurku młoda redaktorka z PAP i też pilnie notuje, więc cała Polska się dowie, co Michelle myśli o Agnieszce.

De Brito zagra z Radwańską jutro, więc na pewno jeszcze do tego wrócimy. Do meczu Janowicza z Hewittem też, bo został przerwany przy stanie 7:5, 4:4, 0-0 dla Polaka, przy serwisie Australijczyka. Rzeczywistość musi nadążać za stereotypami, więc wreszcie zaczęło padać.

Bez stresu, że zostały jakieś niedokończone sprawy, położy się spać Łukasz Kubot. Dziś nie spał dobrze i dlatego – jego zdaniem – nie szło mu z Duszanem Lajoviciem tak, jak by sobie życzył. Źle wcale nie było, bo w drugiej rundzie Wielkiego Szlema samo się wygrywa najwyżej walkowerem (jak przed rokiem na Wimbledonie). Trzeba jednak zgodzić się z Kubotem, że w trzeciej rundzie z Milosem Raonicem musi zagrać trochę lepiej.

Bo jeśli nie, to kankana nie będzie.