Kubot: taki mecz trzeba przetrwać

/ Anna Niemiec , źródło: Korespondencja z Paryża, foto: AFP

Łukasz Kubot i Robert Lindstedt pokonali Jonathana Erlicha i Marcelo Melo, dzięki czemu awansowali do ćwierćfinału Roland Garros w grze podwójnej. Po meczu Polak cieszył się, że zdołali przetrwać trudny pojedynek.

Po meczu Polak przyznał, że było to bardzo trudne spotkanie. – To nie było wielkie widowisko. Wszyscy pilnowali przede wszystkim swoich serwisów. Powiem szczerze, że dzisiaj był taki kryzysowy moment. Wiedziałem, że po pierwszym wygranym secie musimy przede wszystkim trzymać swój serwis. Liczyłem, że jeśli dojdzie do tie-breaka, uda mi się urwać jeden czy dwa punkty na returnie i tak się stało – relacjonował polski tenisista.To nie było porywające spotkanie, ale na Wielkim Szlemie taki mecz trzeba przeżyć i nam się udało. Myślę, że zwyciężyliśmy zasłużenie, bo pewnie wygrywaliśmy swoje serwisy. Staraliśmy się wywierać na nich presje, szczególnie w pierwszym secie. Cieszę się, że wygraliśmy w dwóch setach.

W Australian Open para szwedzko-polska w drodze po tytuł również pokonała Marcelo Melo. Brazylijczykowi partnerował wtedy Ivan Dodig. – Pamiętam mecz w Australii, który graliśmy przeciwko Melo i Dodigowi. Melo jest bardzo dobrym i doświadczonym zawodnikiem. To nie jest przypadek, że jest w pierwszej dziesiątce deblistów na świecie. Pomimo tego, że tutaj nie grał z Dodigiem tylko z Erlichem, pokazał się z fantastycznej strony.

Kubot i Lindstedt swoich następnych rywali poznają dopiero jutro. W związku na kort wyjdą zapewne w poniedziałek. – Teraz możemy odpoczywać i czekać na następny mecz. Tak jak mówią najlepsi tenisiści świata- turniej wielkoszlemowy zaczyna się tak dopiero w drugim tygodniu. Przed nami dzień wolny. Czas na omówienie taktyki jeszcze będzie, bo rywali nie znamy. Na razie będziemy się koncertować przede wszystkim na sobie. – Kubot nie analizuje, z kim mogliby się ewentualnie zmierzyć w kolejnych rundach. – Nie interesuje mnie, kto jest w naszej części drabinki. Ważny jest dla mnie tylko następny mecz i to kiedy gramy.

Mistrzowie Australian Open nie mieli ostatnio zbyt wielu powodów do zadowolenia. Polak wyjaśnił z czego wynikała część ich problemów. – W największych turniejach byliśmy rozstawiani. Przez to musieliśmy czekać na przeciwników. Oni na mecz z nami wychodzili już rozegrani, naładowani po wygranym pojedynku. W tych spotkaniach przegrywaliśmy o jedną, dwie piłki. Broniliśmy meczowych, potem sami mieliśmy meczowe, ale nie potrafiliśmy postawić kropki nad „i”. – Obaj tenisiści starali się tym nie podłamywać. – Powiedzieliśmy sobie z Robertem, że trudno i idziemy dalej, że najważniejsze turnieje jeszcze przed nami. Teraz jest Roland Garros, potem Wimbledon. Już mówiłem, że jesteśmy drużyną, która może wygrać wielki turniej, a potem mieć serię porażek i tak też się stało. Aczkolwiek trzeba powiedzieć, że przegraliśmy tylko jeden mecz, w którym byliśmy zupełnie bez szans. Poza tym przegrywaliśmy z naprawdę dobrymi parami o jedną dwie piłki. Nie było więc czego się wstydzić. Trzeba wstać następnego dnia, zacisnąć zęby i pracować dalej. Cieszę się, że jesteśmy w ćwierćfinale i drugim tygodniu turnieju.

Łukasz Kubot przed turniejem wielokrotnie podkreślał, że kluczowy będzie ich pierwszy mecz w Paryżu. – Na pewno pierwszy mecz był bardzo ważny. Szczególnie po serii porażek, w których przegrywaliśmy o jedną piłkę. Trzeba jednak przyznać, że tutaj w pierwszym meczu również mogliśmy przegrać o tę jedną piłkę. W trzecim secie było 1:1 i 0:40, a potem serwis Guccione i mogłoby być różnie. W drugiej rundzie zagraliśmy fantastyczny mecz. Dzisiaj nie było łatwo, ale wygraliśmy. Takie spotkania budują pewność siebie jeszcze bardziej niż komfortowe zwycięstwa. Jestem pozytywnej myśli. Musimy przede wszystkim trzymać koncentrację. Nie zlekceważyć przeciwników, z kimkolwiek nie przyjdzie nam zagrać. Musimy patrzeć na siebie.

Dziennikarze żartowali, że Polak i Szwed to taka wielkoszlemowa para. Na najważniejsze turnieje potrafią się zmobilizować. – Myślę, że część z naszych porażek wynikała z tego, że w innych turniejach zamiast trzeciego seta jest super tie-break. Wiadomo, że gdy grasz na mączce normalnego seta, masz więcej szans na przełamanie serwisu przeciwnika. Dodatkowo tutaj gra się z przewagami. Dobrze returnujący zawodnicy ,mają dzięki temu więcej szans na wykazanie się. Mam nadzieję, że po Roland Garros przełamiemy naszą niemoc w super tie-breakach. – Pomimo braku szczęścia w super tie-breakach polski tenisista uważa, że ich wprowadzenie miało wiele plusów. – Super tie-break jest dla publiczności bardziej efektownym rozwiązaniem. Więcej się dzieje. Dzięki temu więcej osób przychodzi pooglądać debla i również więcej singlistów zgłasza się do turniejów gry podwójnej. Wiadomo, że skraca to grę, ale widowisko jest ciekawsze. Mecze nie trwają już po dwie, trzy godzinny tylko na przykład godzinę i piętnaście minut. Jestem jednak zwolennikiem gry na przewagi. Wolałbym, żeby zlikwidowano system tzw. „nagłej śmierci”.

Mecz z Melo i Erlichem odbył się na korcie numer 7. Polak ma wiele wspomnień związanych z tym miejscem. – To słynny kort. To jest ulubiony kort francuskiej publiczności. Ci trochę niżej notowani Francuzi zawsze na nim grają. Ja faktycznie miałem okazje tam kilka razy zagrać. Najbardziej pamiętam ten mecz z Goffinem. Porażki najbardziej się wspomina, bo one najwięcej uczą. Dzisiaj wygraliśmy na tym korcie i zobaczymy co będzie dalej.
Nasz reprezentant odniósł się również do kontrowersyjnej wypowiedzi Johna McEnroe, który stwierdził, że debla należałoby zlikwidować. – Wiadomo, że nie mogę powiedzieć nic złego o deblu, bo dzięki niemu jestem tu gdzie jestem i przeżyłem wiele wspaniałych chwil w życiu. Oczywiście nie można porównywać singla do debla, bo są to dwa zupełnie inne światy. Mnie debel sprawia dużo frajdy. Można zagrać dużo ciekawych akcji, innych niż w singlu. Tutaj dalej obecny jest piękny styl gry serw&wolej, który w grze pojedynczej już zanika. Wolniejsze nawierzchnie, wolniejsze piłki i ta tenisowa klasyka, jeszcze obecna na Wimbledonie, coraz rzadziej pojawia się na kortach. Ja jestem nauczony grać agresywnie- po returnie i serwisie atak do siatki i w deblu mam okazję to wykorzystywać.

Marin Matkowski przyznał, że jego horyzontem czasowym, jeśli chodzi o karierę tenisową, są Igrzyska Olimpijskie w Rio. Łukasz Kubot nie ma tak sprecyzowanych planów. – Ja będę grać dopóki zdrowie mi pozwoli. Wiadomo, że ostatnie sześć, siedem lat było bardzo intensywnych. Jeśli nadal będę nad sobą pracował, będę rozsądnie planował kalendarz startów i postawię na jakość, a nie ilość, to będę mógł jeszcze trochę pograć w tenisa i sprawić kilka niespodzianek.- Polak nie ukrywa, że podziwia Daniela Nestora, który wciąż jest w stanie rywalizować na najwyższym światowym poziomie. – Nestor, poza Bryanami, jest najlepszym deblistą na świecie. Fantastyczny człowiek, z którym miałem okazję zagrać raz w Memphis. Chylę przed nim czoła. W wieku 42 lat tworzy druga najlepszą obecnie parę na świecie. Jak skończę startować w grze pojedynczej, to będę oczywiście chciał dalej grać w debla. Jednak muszę przyznać, że moja efektywność w deblu bierze się stąd, że cały czas gram singla. Gram dużo meczy i to procentuje.

Z turnieju singlowego Łukasza Kubota wyeliminował Ernest Gulbis. Łotysz zmierzy się teraz z Rogerem Federerem. Polak nie przekreśla szans swojego pogromcy w pojedynku przeciwko szwajcarskiemu mistrzowi. – Powiedziałem po swoim meczu, że on jest jednym z faworytów tego turnieju. On ma ostatnio niesamowitą serię. Uważam, że może zrobić dużo zamieszania. Ostatnie dwa mecze wygrał gładko, bo bez straty seta. Federer to oczywiście doświadczony zawodnik. Dużo zależy od tego, na którym korcie zagrają. Podejrzewam, że na Chatrier. Zobaczymy jak Gulbis poradzi sobie z tym psychicznie, ale powtarzam, że dla mnie on jest takim czarnym koniem tego turnieju.

Wczoraj Jerzy Janowicz nie mógł sobie poradzić z grą na korcie im. Suzanne Lenglen. – Tu właśnie wychodzi doświadczenie – wyjaśnił Kubot. – To są korty, na które trzeba się zakwalifikować. Mnie duże korty mobilizują. Im większy stadion, tym lepiej gram. Po to się trenuje, żeby występować na kortach takich jak tutaj. Człowiek jak był mały to oglądał je w telewizji i marzył, żeby kiedyś na nich zagrać. Ważne jest doświadczenie. Trzeba się po prostu nauczyć na nich grać.

Na koniec Łukasz Kubot zdradził kiedy kibice będą mieli okazję zobaczyć słynnego kankana. – Kankan może być dopiero po zwycięstwie, tak jak w Australii.