Janowicz: potrzebuję teraz zwycięstw

/ Adam Romer , źródło: Korespodencja z Paryża, foto: Peter Figura

Nieco ponad dwie godziny spędził na korcie nr 7 Jerzy Janowicz. Tyle wystarczyło, by w trzech setach wygrać z Jarkko Nieminenem i awansować do trzeciej rundy Rolanda Garrosa. Im dłużej trwał mecz, tym lepiej Polak grał i chwilami w trzeciej partii można było odnieść wrażenie, że wraca stary, dobry Jerzy Janowicz.

Jak ważne było to zwycięstwo dla łodzianina można było usłyszeć podczas pomeczowej konferencji prasowej. Polak pojawił się szybko, był zrelaksowany i nawet próbował chwilami żartować.

Janowicz pojawił się szybko i od razu przeszedł do analizy pojedynku z Nieminenem:
Z Jarrko gra się niezwykle ciężko, bo jest niezwykle doświadczonym zawodnikiem, wie kiedy i co zagrać, wchodzi w kort, gra niezwykle równo cały mecz. Musiałem zagrać swój najlepszy tenis, by ten pojedynek wygrać. To wcale nie był łatwy mecz dla mnie, bo jak wiecie znamy się doskonale..

Czy taki pojedynek dodaje Ci pewność przed kolejnymi meczami na Roland Garros?
Tu trzeba być być przygotowanym na sto procent do każdego meczu i grać na całego. Z Tsongą już grałem, więc wiem czego się spodziewać. Szczerze mówiąc to przed meczem obawiałbym się bardziej Nieminena niż Tsongi, bo Fin to mój dobry kolega i wiem jak ciężko się z nim gra, a on zna doskonale mnie. Nawet prowadząc można się spodziewać, że nagle może się wszystko odwrócić, bo on gra do końca o każdą piłkę. A Tsonga niczym mnie nie zaskoczy.

Czeka cię mecz na korcie centralnym, gdzie będziesz miał przeciw sobie publiczność. Nie obawiasz się tego trochę?
Francuzi wspierają swoich, to dość logiczne. Miałem już z tym do czynienia, w 2012 roku w hali Bercy podczas półfinału z Simonem. Ale ja mam się skupić na sobie i nie zajmować się rywalem czy publicznością.

Z kim łatwiej ci się gra – z kimś dobrze ci znanym czy z „no-name”?
– Zdecydowanie wolę znać przeciwnika i wolę wiedzieć czego mogę się po nim spodziewać. Jeśli kogoś nie znam, to logiczne, że nie wiem co może mnie z jego strony spotkać. Inna sprawa, że Jarkko to mój kolega i choćby dlatego takie mecze mogą być ciężkie…

Czy dziś, w trzecim secie to był już taki Janowicz jaki powinien być? Ilu procent brakowało do tego najlepszego Janowicza?
Nie wiem… Nie mam zamiaru spekulować ile mi jeszcze brakuje. Wygrałem i cieszę się z tego powodu. Staram się grać jak najlepiej i już. Ostatnio mi się to nie udawało, teraz jest lepiej, ale nie każcie mi tu spekulować ile jeszcze mi brakuje. Pewne jest, że wychodząc na kort robię wszystko co mogę, by wygrać…

Z których aspektów swojej gry jesteś dziś zadowolony?
– Z tego, że wygrałem… (śmiech). To jest dla mnie najważniejsze. Potrzebuję zwycięstw i one są dla mnie teraz najważniejsze. Można grać pięknie, ładnie i można przegrywać. Ja potrzebuję teraz zwycięstw.

Sprawiałeś wrażenie mocnego psychicznie. Wychodziłeś kilka razy z sytuacji 0-40, 0-30. Z czego czerpiesz siłę w takich sytuacjach?
Trudne pytania dziś mi zadajecie… (śmiech). Nie wiem… staram się grać jak najlepiej. Czasem jest z górki, czasem pod górkę… Zdarza się różnie w tenisie… Dziś widać było z górki…

Czy wraz z twoim trenerem Kimem Tiilikainenem będziecie przygotowywać się w jakiś specjalny sposób do meczu z Tsongą?
Klasyczna godzinna drzemka. To będzie przygotowanie do meczu…

Jak to było z twoim startem w deblu? Miałeś tu zagrać?
Byłem zgłoszony z Mateuszem Kowalczykiem, ale raczej chodziło o to by on znalazł partnera po moim wycofaniu się. Nie planowałem zagrać tu w debla…

Śledzisz to co dzieje się w turnieju kobiecym? Aga jest teraz najwyżej rozstawioną zawodniczką…
– Bardzo dobrze, czym więcej takich niespodzianek, tym lepiej dla Agnieszki. Co prawda do wygrania turnieju jeszcze jej dużo brakuje, ale ona spokojnie wychodzi na kort i robi swoje i kto wie, może właśnie tu wygra swojego pierwszego Wielkiego Szlema.

Wysłuchał w Paryżu Adam Romer