Australian Open: przypomnieć sobie jesień

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: , foto: AFP

Świetna końcówka poprzedniego roku w wykonaniu Michała Przysiężnego napawa optymizmem przed nowym sezonem. Przed Polakiem ogromna szansa odnieść pierwsze zwycięstwo w Melbourne.

To dopiero drugi występ Michała Przysiężnego w Australian Open. W 2011 roku przegrał już na starcie. Teraz tak być nie musi. Ba, nawet nie powinno, bo jego rywalem będzie Horacio Zeballos – zawodnik zdecydowanie w zasięgu naszego zawodnika. Grali ze sobą raz, dwa i pół roku temu i wtedy lepszy był Argentyńczyk, ale obecny stan rzeczy jest zupełnie inny.

Przysiężny nabrał dużo pewności siebie znakomitymi występami na koniec poprzedniego sezonu. Obecny zaczął od porażki, ale tak minimalnej, że pewnie długo będzie pamiętał prowadzenie 4-2 w tie breaku trzeciego seta z Florianem Mayerem. Znów zabrakło opanowania w najważniejszej chwili. Oby nie zabrakło go w Melbourne, bo to jedna z największych przeszkód Polaka – nerwy i brak umiejętności utrzymania przewagi w kluczowych momentach. Podobnie jak w przypadku Kubota bardzo istotny będzie u „Ołówka” serwis, który jest jego niezwykle groźną bronią. Dobrze funkcjonujące podanie powinno zapewnić Polakowi spokój i wygraną z Zeballosem.

Na tym wcale się nie musi kończyć. W drugiej rundzie Przysiężny może trafić na niebezpiecznego Philippa Kohlschreibera, ale dobrze dysponowany Polak i z nim może sobie poradzić. W ewentualnej trzeciej fazie najprawdopodobniej spotkałby się z Johnem Isnerem. I wtedy nie tylko musiałby przez cały mecz pilnować własnego podania jak oka w głowie, ale i znaleźć metodę na bomby rywala.

Przysiężny mógł trafić dużo gorzej. Jeśli tylko przypomni sobie formę z jesieni zeszłego roku, opanuje nerwy i będzie umiał wykorzystywać prezenty przeciwnika, może nie tylko odnotować pierwsze zwycięstwo w Melbourne, ale pokusić się o kolejne.