Australian Open: niewygodna droga Kubota

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: , foto: AFP

Gdyby Łukasz Kubot wpadł na Nikołaja Dawydienko osiem lat temu, uznalibyśmy to za losowanie fatalne. Teraz nazwiemy je niezłym, bo to nie ten sam tenisista, co wtedy. Łatwo jednak nie będzie.

Łukasz Kubot grał z Nikołajem Dawydienko dwukrotnie. Raz za czasów Rosjanina, w 2006 roku w US Open. Przegrał tak gładko, że z wszystkich zdobytych przez niego gemów nie uzbierałby się nawet set. Drugi raz pięć lat później, w Kuala Lumpur. Tym razem panowie grali już do dwóch wygranych partii i mecz był bardziej wyrównany, ale efekt taki sam, jak wcześniej.

Zadanie przed Kubotem niełatwe, ale nie niemożliwe do wykonania. Obecny sezon obaj zawodnicy rozpoczęli w Doha. Rosjanin przegrał w pierwszej rundzie z Danielem Brandsem, a Polak po pokonaniu Daniela Gimeno-Travera przegrał po walce z Ernestsem Gulbisem. Wypadł lepiej, krótko mówiąc. Niezwykle istotnym elementem będzie serwis Kubota. Jeśli ten będzie funkcjonował jak należy, da Polakowi pewność siebie w akcjach z głębi kortu albo podczas wycieczek do siatki. A Kubot już nie raz udowadniał, że swoimi akcjami serve & volley potrafi kompletnie skołować rywali. Trzeba jednak uważać, bo Dawydienko to tenisista, który w defensywie czuje się świetnie.

Wybiegając nieco dalej w turniejową drabinkę, od razu wpadamy na nazwisko Richarda Gasqueta. To on, najprawdopodobniej, będzie rywalem zwycięzcy polsko-rosyjskiej batalii. Sięgać wzrokiem jeszcze dalej nie ma na razie sensu, bo Francuz już jest niezwykle trudną przeszkodą do pokonania.