Paragraf 22: Lepiej łamać rakiety niż umowy
Z Niemcami – prawdziwymi, a nie farbowanymi – ustaliliśmy, że mecz Agnieszki Radwańskiej z Sabine Lisicki to formalnie półfinał, ale w rzeczywistości pojedynek o tytuł mistrzyni Wimbledonu. Na zgodę przybiliśmy żółwika.
Pacta sunt servanda – zawartych umów, choćby i ustnych – należy dotrzymywać. Skoro więc zgodziliśmy się z niemieckimi kolegami po klawiaturze, że zwyciężczynią sobotniego finału powinna zostać Radwańska lub Lisicki, to nie wypada trzymać teraz kciuków za Marion Bartoli. Również z punktu widzenia estetyki – mówimy o urodzie tenisa, a nie kobiet, bo to przecież kwestia gustu – mistrzostwo dla Niemki byłoby bardziej pożądane.
Radwańską, co oczywiste, trudno było pocieszyć. Udało się natomiast wydobyć z niej oświadczenie, że gdyby po wyeliminowaniu Lisicki przegrała finał z Bartoli, to w jej termobagu nie pozostałaby ani jedna cała rakieta. Dziś nie złamała żadnej, bo już nie miała na to siły.
Artur St. Rolak, Londyn