Paragraf 22: Latające wszystko jedno

/ Artur St. Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP

Ten mecz mógł podobać się kibicom, a fachowcom wręcz musiał. Było co oglądać, choć chwilami odnosiło się wrażenie, że to tylko powtórka poprzedniego seta – jak refren w piosence. Jerzy Janowicz słał asa za asem, konkretnie 30 w 16 gemach serwisowych, a potem ostrzeliwał rywala z linii końcowej. Łukasz Kubot postawił na grę przy siatce, do której ruszał nie tylko po własnym podaniu, ale nawet po returnie. Stara, dobra szkoła…

Dopiero po meczu publiczność obejrzała coś nowego. Gdy Janowicz podniósł się z trawy – padanie na nią po wygranym meczu weszło mu już w krew – podszedł do kolegi. Panowie wyściskali się z wielkiej radości – bo to sukces nie tylko tego, który wygrał; to sukces całego polskiego tenisa, choć nie wszyscy jesteśmy jego ojcami – a potem zamienili koszulkami.Kibice dostali kolejny impuls do wznowienia owacji na stojąco.

W ogóle Janowicz jest niezły w konkurencjach garderobianych. Po meczu z Juergenem Melzerem wyrzucił w trybuny parę butów. Na dzisiejsze pytanie, czym planuje obdarować kibiców po kolejnym zwycięstwie, odparł z szerokim uśmiechem: – Czymkolwiek będę miał pod ręką.

Artur St. Rolak, Londyn