Wimbledon 2012: tak się pisała historia

/ Michał Jaśniewicz , źródło: własne, foto: AFP

W dniach 25 czerwca – 7 lipca przeżywaliśmy wielkie chwile polskiego tenisa. Agnieszka Radwańska pisała piękną historię, osiągając finał Wimbledonu. Wkrótce krakowianka stanie przed szansą poprawienia tego osiągnięcia (czemu nie?!). Przed zbliżającym się turniejem na All England Lawn Tennis and Croquet Club, warto przypomnieć sobie pokrótce ubiegłoroczne wydarzenia.

Radwańska miała bardzo dobre losowanie. Znalazła się w drugiej ćwiartce, a pierwsze cztery mecze przeszła jak burza, nie tracąc w żadnym ze spotkań więcej niż sześciu gemów. Trzeba jednak podkreślić, że najwyżej notowaną tenisistką, z jaką do fazy ćwierćfinałowej krakowianka musiała rywalizować była Jelena Wiesnina (79. wówczas).

W meczu ćwierćfinałowym Polce przyszło mierzyć się z Marią Kirielnko. Spotkanie miało wielką dramaturgię, ale również było wyjątkowej urody (jedno z najlepszych w turnieju). Pojedynek był wielokrotnie przerywany przez opady deszczu. Rozpoczął się na korcie numer 1, a w końcowej fazie został przeniesiony na obiekt centralny i kończony przy zamkniętym dachu oraz późnej porze. W trzecim secie przy podaniu Radwańskiej było 4:5 i 15-30, a potem jeszcze równowaga, ale meczboli nasza tenisistka bronić nie musiała i ostatecznie triumfowała 7:5, 4:6, 7:5, po dwóch godzinach oraz 50 minutach niezapomnianego pojedynku.

 

Półfinał nie miał już tak dramatycznego przebiegu, a to wszystko za sprawą perfekcyjnej gry Agnieszki Radwańskiej, która nie dała większych szans swej „rodaczce”, Angelique Kerber. Polka w znakomitym stylu wygrała 6:3, 6:4 i było jasne, że pierwszego dnia lipca stanie do walki o najcenniejsze tenisowe trofeum. 
 

 

Wimbledoński finał stał się oczywiście w naszym kraju tematem numer jeden, ale również światowe agencje rozpisywały się i zachwycały postawą „Isi”. Pomimo ogólnej euforii, trudno było zlekceważyć fakt, iż po drugiej stronie siatki stanie legenda, najlepsza tenisistka XXI wieku i jedna z najwybitniejszych w całej historii – Serena Williams, która wcześniej po wimbledońskie trofeum sięgała czterokrotnie.

Początek wielkiego finału było oczywiście mocno nerwowy w wykonaniu krakowianki. Amerykanka w niespełna pół godziny wygrała pierwszych pięć gemów i groźba realizacji tego najczarniejszego scenariusza stała się całkiem realna. W końcu Radwańska zdołała wygrać szóstego gema na przewagi (obyło się bez setboli), kończąc go asem, co zostało przejęte owacyjnie. Amerykanka szybko ostudziła jednak nadzieje na jakiś sensacyjny zwrot w pierwszej partii, pewnie utrzymując swój serwis.

Drugi set również rozpoczął się pod dyktando Williams, która prowadziła już 4:2. Odważnie grająca Radwańska zdołała jednak odrobić stratę przełamani i niespodziewanie w końcówce to ona zachowała więcej zimnej krwi, wygrywając 7:5, co spotkało się z owacją na stojąco. Zapachniało wielką sensacją, gdyż nasza tenisistka prowadziła w decydującej partii 1:0 i 2:1, ale niestety od tego momentu pięć kolejnych gemów padło łupem amerykańskiej dominatorki.

 

Dwanaście miesięcy temu Agnieszka Radwańska dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń i wzruszeń. Przez dwa tygodnie grała swój najlepszy tenis , co doprowadziło ją do wielkoszlemowego finału i trzysetowej batalii z Sereną Williams. Nie ma się co oszukiwać, powtórzenie tego osiągnięcia nie będzie łatwym zadaniem, ale pozostaje jak najbardziej realne – tak samo jak wielkoszlemowy tytuł.