Alicja Rosolska: Poszukiwania stałej partnerki trwają

/ Ania Niemiec , źródło: Korespondencja z Paryża, foto: Artur Rolak

W czwartek Alicji Rosolskiej jako jedynej, z polskich reprezentantów startujących w Roland Garros w grze podwójnej, udało się rozegrać swój mecz. Razem ze swoją partnerką Gruzinką Oksaną Kałasznikową pokonały parę Heather Watson/Irina Burjaczok 3:6 6:4 7:5.

Anna Niemiec: Dwie przerwy spowodowane deszczem nie przeszkodziły Wam w odniesieniu zwycięstwa?
Alicja Rosolska: Absolutnie nie. Ta pierwsza przerwa naprawdę bardzo mi pomogła. Na początku meczu byłam trochę ospała. Źle zaczęłam, ale po przerwie było już lepiej. Dużo pewniej czułam się na korcie.

Zarówno w drugim jak i trzecim secie wasze przeciwniczki wysoko prowadziły. Dwa razy udało Wam się odrobić straty. To Wy zaczęłyście lepiej grać czy Burjachok i Watson gorzej?
Uważam, że to my zaczęłyśmy dużo lepiej grać. Przeciwniczki przez cały mecz grały na tym samym poziomie. W drugim secie przegrywałyśmy już 2:4, a w trzecim 0:4 i było już 0:30 przy po moim serwisie. Mecz zmierzał ku końcowi, w niekoniecznie dobrą stronę, ale wtedy zaczęłyśmy lepiej grać. Przede wszystkim przestałyśmy popełniać głupie błędy, których wcześniej się nie ustrzegłyśmy. Gdy w trzecim secie wyrównałyśmy na 4:4, przeciwniczki trochę się usztywniły, co też nam pomogło. Nie uderzały już tak mocno jak we wcześniejszych fazach meczu. Jednak kluczem do zwycięstwa było to, że same przestałyśmy oddawać im punkty psując łatwe piłki.

Heather Watson jest dobrą singlistką. Jak radzi sobie w grze podwójnej?
Watson w deblu również radzi sobie bardzo dobrze. Grałam z nią w parze podczas turnieju w Quebecu i doszłyśmy do finału. Watson z głębi kortu jest bardzo solidna, ale na siatce też potrafi dobrze zagrać. To na pewno są duże atuty, jeśli chodzi o grę podwójną. Jej dzisiejsza partnerka była jednak słabsza. Wiedziałyśmy na kogo grać więcej, żeby zdobywać punkty.

Kiedy postanowiłaś, że w tegorocznym Roland Garros wystartujesz razem z Oksaną?
Umówiłyśmy się w Madrycie. Na początku planowałam, że cały sezon ziemnym będę występować z Megan Molton-Levy. Zagrałyśmy razem dwa turnieju w Estoril i w Madrycie. Grało nam się razem słabo. Mamy bardzo podobny styl gry. Obie bardzo lubimy atakować przy siatce. Brakowało kogoś, kto będzie trzymał piłkę z końca kortu. Z Kałasznikową chciałam zagrać w trzech turniejach, ale ona już była umówiona na turniej w Brukseli. Zagrałyśmy razem Rzymie, gdzie przegrałyśmy z Anna-Leną Groenefeld i Kvetą Peschke, więc dzisiaj to był nasz drugi mecz. Przed Roland Garros zagrałyśmy również kilka sparingów, żeby się lepiej zgrać.

Umówiłyście się na kolejne turnieje?
Na razie nie. W Wimbledonie wystartuję razem z Olgą Goworcową. Wystąpiłam razem z nią w Brukseli i dobrze nam się grało. A na pierwszy turniej na trawie jeszcze nie jestem z nikim umówiona. Poszukiwania stałej partnerki trwają.

Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg po swoim meczu powiedzieli, że zdecydowanie wolą grać gdy świeci słońce i jest ciepło, bo gra jest wtedy szybsza. A jak jest u Ciebie?
Ja jestem przyzwyczajona do warunków jakie panowały dzisiaj. Tydzień temu w Brukseli padało tak samo. To, że trzy razy muszę wejść i zejść z kortu nie robi już na mnie żadnego wrażenia. Zresztą bardzo dobrze mi się gra na tych kortach. Nawierzchnia jest bardzo „przyjazna”. Wiadomo, że ja jestem zawodniczką, która nigdy nie będzie grała bardzo mocno, tylko bardziej kombinacyjnie. Dla mnie takie warunki są lepsze, bo mam więcej czasu na reagowanie, zagranie skrótu lub loba.

W drugiej rundzie rywalkami pary Rosolska/Kałasznikowa będą zwyciężczynie meczu Su-Wei Hsieh/Shuai Peng kontra Irina Falconi/Mervana Jugic-Salkic. Para tajpejsko-chińska jest rozstawiona w imprezie z numerem ósmym. Mecz zaplanowano w piątek jako pierwszy na korcie numer 10.